Dlaczego mnie tak zawiodłeś?

Hej kochani!
Jak tam przygotowania do weekendu? Ja na szczęście mam sobotę wolną, ale za to w niedzielę siedzę do 19.30.. Nie mogę się doczekać czerwca i zakończenia mojej edukacji :). Na pewno już nie wybieram się na żadne inne uczelnie ani kierunki! No chyba, że będą to jakieś szkolenia makijażowe, ewentualnie może pokuszę się o kryminologię, ale nic więcej!

W dzisiejszym wpisie chciałabym Wam opowiedzieć o produkcie, który totalnie mnie zawiódł. Jeżeli jesteście ciekawi co mi w nim przeszkadza i dlaczego już wkrótce wyląduje w koszu- zapraszam na wpis!



Kiedyś okropnie szalałam za produktami Organic Shop. Z tego co pamiętam, nie były one dostępne stacjonarnie (przynajmniej u mnie). Teraz możecie je znaleźć chociażby w Tesco i wybór jest naprawdę spory! Pewnie mnie już znacie i wiecie, że ja mam straszny problem z regularnym nawilżaniem ciała. Jak jeszcze mieszkałam w domu rodzinnym, to było mi łatwiej, bo wszystkie tego typu produkty miałam w zasięgu wzroku w łazience. Teraz niestety większość produktów składuje w szafce w pokoju i najnormalniej w świecie o nich zapominam. Masełko, a w zasadzie krem kupiłam totalnie przez przypadek. Potrzebowałam teraz na teraz czegoś , co mogłoby dać ukojenie moim opalonym ramionom. Skusił mnie ten Lotus i nie wiele myśląc- kupiłam. 


Produkt znajduje się w okrągłym plastikowym słoiku. Szata graficzna prosta, ale jednak ma w sobie 'to coś'. Gdyby było inaczej, to bym go nie kupowała no nie :)? Na opakowaniu znajdziecie podstawowe informacje o nazwie firmy, produktu, składzie, pojemności, kilka informacji od producenta i to chyba w zasadzie tyle. Jak możecie zauważyć słoiczek jest przezroczysty, co pozwala nam na bieżąco kontrolować zużycie. Osobiście lubię, kiedy tego typu produkty znajdują się w takich opakowaniach. Przynajmniej mam świadomość, że mogę wydobyć produkt do ostatniej kropli. W tym przypadku na pewno tego nie zrobię! Kolor lekko różowy, konsystencja? Ciężka do opisania. Niby delikatna, ale niesamowicie tłusta. Nie przypadła mi do gustu. Produkt dość wolno się wchłania i niestety pozostawia nieprzyjemny tłusty film, którego nijak nie jestem w stanie się pozbyć. Nie odważyłabym się założyć czegoś po jego aplikacji bo bałabym się, że sobie zniszczę ciuchy.


I teraz coś, co skreśla produkt definitywnie i w całości. ZAPACH. Przepraszam, że to napiszę, ale jak go wącham, to chce mi się wymiotować. Co najgorsze w tej sytuacji, utrzymuje on się długo na ciele i jego intensywność wcale się nie zmniejsza. Nie umiem Wam go opisać. Mi kojarzy się tylko i wyłącznie z jakimś zepsutym owocem. A chyba wiadomo, że używamy różnych smarowideł po to, żeby pięknie pachnieć i żeby ten zapach wpływał na nas relaksacyjnie, a nie żebym po aplikacji produktu dostawała białej gorączki... Nawilżenia jakiegoś szalonego też nie zauważyłam, więc w całości i zdecydowanie jestem na wielkie NIE. 


Znacie ten produkt?
Jakie zapachy najbardziej lubicie?

11 komentarzy:

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz;)
Chętnie odwiedzę Twój blog:)
Nie toleruję jednak spamu i określenie"obserwujemy?" powoduje u mnie nerwicę;)

Jeżeli mój blog Ci się podoba-zaobserwuj
Jeżeli Twój spodoba się mi-odwdzięczę się tym samym:)

Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger