Bo słabe naczynka są...słabe! Słów kilka o nowej kuracji Dermo Future.

Bo słabe naczynka są...słabe! Słów kilka o nowej kuracji Dermo Future.

Hej kochani!
Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do tych jak najbardziej na plus! Nie liczę psa, który prawie zwariował, jak założyłam mu obrożę, ale pozostałe wydarzenia poprawiły mi humor! Jak wszystko dobrze pójdzie, to od września czeka mnie napraaaaawdę dużo pracy! Obiecuję jednak, że nie zaniedbam bloga. W sumie... wręcz przeciwnie!:) Sami zobaczycie zresztą! Ten post leżał sobie grzecznie w zaplanowanych i nie wiedzieć czemu nie opublikował się! Dziś szybciutko to zauważyłam i naprawiam błąd! 
W tej notce dowiecie się, czym wyróżnia się kuracja Dermo Future spośród tych, które miałam, za co ją lubię i skąd się biorą te nieszczęsne naczynka! Zapraszam :).


Jak pewnie wiecie, jakiś czas temu miałam przyjemność uczestniczyć w evencie zorganizowanym w siedzibie firmy Tenex w Warszawie. Jeżeli nie miałyście okazji przeczytać relacji z tego wydarzenia, zapraszam tutaj. Powtórzę się kolejny raz, że na takiej fajnej imprezie już dawno nie byłam! Ze spotkania przywiozłam 3 nowości firmy, a mianowicie 3 kuracje: z witaminą A, K i z biotyną. Dziś chciałabym porozmawiać o kuracji uszczelniającej naczynka, ponieważ na chwilę obecną jest to mój największy kompleks. Żeby lepiej zrozumieć istotę pojawiania się naczynek warto dowiedzieć się, co powoduje ich powstawanie. Szczerze mówiąc, jako posiadaczka cery naczynkowej mogę Wam to wytłumaczyć na 'Chłopski rozum', a na naukowe wyjaśnienia przyjdzie czas za chwilę. Jeżeli chodzi o moją cerę mogę stwierdzić, że naczynka pojawiają mi się przez 90% roku. Szczególne nasilenie zauważam w ciągu dwóch skrajnie różnych pór roku. Mowa tu oczywiście o lecie i zimie. Jeżeli chodzi o lato, naczynka występują oczywiście w upały. Chociaż staram się nie narażać cery na zbytnią ekspozycję słoneczną nie zmienia to faktu, że chcąc nie chcąc, pojawiam się na polu i promienie słoneczne mnie dotykają:). Zimą, szczególnie w okresach naprawdę mroźnych, również zauważam wzrost popękanych naczynek. Objawia się to oczywiście tym, że cera staje się czerwona i ni wygląda to ani elegancko, ani estetycznie, ani przyznam szczerze- nijak. Mój problem jest o tyle wielki, że nie da się go zamaskować za pomocą podkładu czy pudru. Nie wiem, może gdybym aplikowała naprawdę mocno kryjące produkty to by dało radę, ale jestem stanowczą PRZECIWNICZKĄ robienia maski na codzień. 


Dobra, a teraz pora na naukowe wyjaśnienie. ''Naczynia te ciągle kurczą się i rozszerzają wskutek działania czynników takich jak ciepło i zimno. W wyniku różnych nieprawidłowości może dojść do ich trwałego rozszerzenia. Wtedy są one widoczne gołym okiem tuż pod powierzchnią skóry. Z reguły problem ten dotyczy osób, których naczynia są wyjątkowo słabe i mało odporne na ciągłe rozszerzanie się i kurczenie. Wtedy mamy do czynienia z cerą naczynkową, która wymaga niezwykle troskliwej pielęgnacji.''*. No czyli wszystko by się zgadzało z tym co napisałam :). Problem tak jak wspomniałam wyżej jest uciążliwy i mówię Wam szczerze, że bardzo mi przeszkadza. Kuracja od Dermo Future zamknięta była w kartonie, na którym znajdowała się większość informacji o produkcie. Znajdziecie tam skład, pojemność oraz kilka słów o działaniu. Całość prezentuje się jak zawsze w przypadku tej marki, bardzo elegancko. Zobaczmy co jest w środku.


Zgrabna, szklana, solidna butelka z pipetką. Przyznam, że pipetki i pompki to moje życie. Najlepsze metody aplikacji ever. Jeżeli ktoś jest pasjonatem wyrzucania kartonowych opakowań to zapewniam Was, że tu producent również umieścił kilka informacji o produkcie, więc nie musicie się obawiać. Do aplikacji produktu przystąpił na kilka dni po powrocie z Warszawy. Oczywiście nie mogłoby się tu obyć bez drugiego testera (mojej mamy). Swoją drogą jak tak teraz myślę, to chyba dostałam te naczynka po niej w 'spadku'. Dzięki! :D. 


Aplikacja samego produktu jest naprawdę przyjemna i minimalna ilość, dosłownie kropelka, wystarczy na całą twarz. Na początku przez jakieś pierwsze 3,4 razy, odczuwałam przyjemnie ciepło. Szczerze mówiąc nie wiem czy tak miało być, czy moja cera tak zareagowała. Po kilku aplikacjach problem zniknął. Produkt ma delikatny zapach. Ciężko mi go określić. Nie jest ani perfumowany, ani kwiatowy, ani słodki. Taki jakby troszkę apteczny? Na pewno nie spotykany:).  Konsystencja żelowa, ale tak jak wspomniałam wyżej, produkt niesamowicie wydajny. A jakie efekty po ponad 2 miesiącach stosowania, bo pewnie tego jesteście najbardziej ciekawi. Nie wiem, czy to wpływ tego produktu, czy czego, ale moja cera jest wyraźnie nawilżona i taka jakby bardziej hmmm... jędrna? Używałam go co wieczór przed snem. Nie wiem jak sprawdził  by się pod makijaż. Co do naczynek, jest to taki dość przejściowy okres dla mojej cery bo tak jak pisałam, najgorzej jest latem i zimą, więc nie mogę stwierdzić, że produkt je wyeliminował..Wydaje mi się, że problem troszkę się zmniejszył. Zobaczymy co będzie, bo nadciągają afrykańskie upały i wtedy najlepiej się przekonam!;). Ogólnie produkt nie jest zły, więc jeżeli chcecie wypróbować go na swojej naczynkowej cerze, spróbujcie! Nie uczulił mnie, nie podrażnił i może w okresie lato/zima, ponownie do niego wrócę!




Produkt możecie zakupić tutaj.
A więcej informacji o nim znajdziecie: tu.

A Ty? 
Jak sobie radzisz z naczynkową cerą?
Domowe rewolucje, czyli kobieta inżynier projektuje!

Domowe rewolucje, czyli kobieta inżynier projektuje!

Hej kochani!
Nie wiem jak u Was, ale słyszałam, że dziś ma być burzowy dzień i noc, więc ostrzegam Was przed niebezpieczeństwem! Zamykajcie okna i wyłączajcie wszystko z gniazdek! Osobiście panicznie boje się burzy i jak mam zostać sama w domu w czasie jej trwania to mi słabo! 
Korzystając z okazji, że u mnie tylko sporo zachmurzenie, postanowiłam Wam opowiedzieć o zmianach, jakie wkrótce się u mnie szykują. Ci, którzy śledzą mnie od dłuższego czasu wiedzą, że w listopadzie miałam mały remont w domu rodziców. Remontowaliśmy z Mirkiem mój pokój. Kładliśmy panele (on), skręcaliśmy szafę (rodzinnie jak puzzle), toaletkę (ja, no dobra my) i komodę (też trochę ja). Do szczęścia brakowało mi tylko zmiany koloru ścian, ale nie myślałam o tym na serio, bo chodziła mi po głowie jeszcze wymiana okien więc stwierdziłam, że to ciut nie po drodze. Moje myślenie to jedno, a życie to drugie i na razie o zmianie okien mogę pomarzyć. Czas więc pomyśleć o zmianie ścian. Kolor, który u mnie dominuje to ciemny, ale to bardzo ciemny różowy (taki jakby fioletowy lekko?) i trzy jaśniejsze, wrzosowe ściany. Nie pytajcie dlaczego tak wybrałam. Generalnie nie wygląda to źle, naprawdę! Ale jak chcesz ze swojego pokoju zrobić studio nagraniowo-zdjęciowo-makijażowe, to warto postawić na stonowane kolory.
Jak przygotowuję się do remontu, jaki mam pomysł na pokój i czy kobieta da radę to ogarnąć? Na te wszystkie pytania odpowiem Wam w dzisiejszym poście, zapraszam!


Pewnie większość z Was pamięta, że remont naszego mieszkania wykonywaliśmy sami. Ok, może to nie było jakieś wielkie przedsięwzięcie wymagające zatrudnienia 'Doroty z Ekipą', ale jakby na to nie patrzeć pomalować i zagruntować trzeba było. Oczywiście ja, jak to ja stwierdziłam, że dam radę sama, tylko trzeba mi pokazać co i jak. Jak powiedziałam tak zrobiłam. Udało mi się w większej mierze pomalować pokój, chociaż od samego początku marzyła mi się fototapeta. Pewnie większość z Was myśli, że ten sposób aranżacji wnętrz już dawno wyszedł z mody. Nic bardziej mylnego! Fototapety znowu wchodzą na salony i założę się, że koniec końców w moim pokoju też wylądują. Nie jestem aż taka odważna i fototapety bym sama nie założyła, ale podejrzewam, że Mirek bez problemu by się tym zajął. Jako że w wynajmowanym mieszkaniu aplikacja czegoś innego na ścianę oprócz farby to trochę 'kulawa' opcja, postawiłam na plakaty na ścianę.  W grę wchodziły tylko dwie opcje, albo plakaty motywacyjne albo plakaty z napisami Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam wszelkiego rodzaju sentencje, złote rady i inne motywacyjne hasła, a jeżeli mogłabym je oglądać codziennie rano po przebudzeniu, to dopiero piękna sprawa! Oczywiście standardowo jak to my, nie mogliśmy się dogadać w sprawie wyboru. Mi bardziej podobały się kobiece, delikatne, takie romantyczne no! Mirek za to wolał bardziej męskie, praktyczne... Koniec końców stanęło na tym, że przygotujemy coś sami i w ten właśnie sposób przeleciał drugi rok mieszkania bez żadnego plakatu na ścianie. 


Dobra wracając do tego nieszczęsnego pokoju, który musimy wyremontować po raz pierwszy byliśmy zgodni. Tu, na jedną stronę kleimy fototapetę! W końcu doczekałam tego o czym marzyłam. Chociaż halo, halo! Wcale nie było tak łatwo! Na początku chcieliśmy położyć cegłę, ale no... stwierdziłam, że cegła to troszkę za droga impreza, a fototapeta może mi dać podobny efekt. W sumie kto wie, czy za kilka lat ten wzór mi się nie znudzi i nie będę chciała zmienić? Z prawdziwą cegłą nie było by już tak łatwo! Na początku chcieliśmy poszukać jakiejś fajnej fototapety 3d.
Znalazłam super wzór który Wam podlinkowałam! Niestety nie mogę Wam pokazać zdjęcia jak wygląda, bo nie potrafię go ściągnąć z tej strony. Pomyślałam, że taki korytarz 3d fajnie by powiększył pokój, ale obawiam się, że na przeciwko tej ściany jest ogromna szafa z lustrem i efekt takiej przestrzeni mógłby spowodować zawroty głowy :). W końcu po kilku godzinach poszukiwania udało mi się znaleźć! Trafiła się w końcu idealnie stworzona dla mnie fototapeta do sypialni! Tak, dokładnie widzicie. Pokój będzie pełnił funkcję salonu, sypialni  studia do nagrań i bloga :). Tapeta musi być uniwersalna, a biała cegła w 100% wpisuje się w tę rolę.


Szczerze mówią, nie wiem ile kosztuje fototapeta na jedną ścianę o konkretnych wymiarach, ale takimi szczegółami zajmuje się ktoś inny ;). Ja jestem od projektowania, wymyślania,a Mirek od realizacji:)!. Mam nadzieję, że cegła w formie fototapety sprawdzi się świetnie i kto wie? Może uda nam sie w końcu dojść do porozumienia co do plakatu na ścianie?:).
Gdybyście byli zainteresowani, gdzie znalazłam cegłę o której marzyłam zapraszam Was na stronę Myloview. Obiecuję, że będę na bieżąco zdawać relację z remontu. Trzymajcie kciuki żebyśmy przeżyli :D

A Ty stawiasz na tapetę czy farbę?:)

Moje doświadczenie zawodowe, pierwsza praca, praca marzeń i jak to jest z tym rynkiem pracy?

Moje doświadczenie zawodowe, pierwsza praca, praca marzeń i jak to jest z tym rynkiem pracy?

Witajcie w poniedziałek!
Wow, to już ostatni tydzień maja. Jak ten czas leci, to się po prostu nie da opisać! Pewnie też tak macie jak ja :). Pocieszający na pewno jest fakt, że pogoda nas rozpieszcza! Nie wiem jak u Was, ale na Podbeskidziu naprawdę słońce daje czadu!
Widzicie tytuł posta i pewnie sami jesteście w szoku, że na moim blogu poruszam taki temat. Powiem Wam, że ostatnio dość solidnie śledzę statystyki i zauważyłam, że coraz częściej i coraz więcej pojawia się tu mężczyzn:). Cieszy mnie to bardzo, ponieważ tak na dobrą sprawę mało tu męskich tematów, a Panowie i tak tu zaglądają :). W związku z tym postanowiłam, że raz w tygodniu postaram się opublikować posta na neutralny temat. Taki, który chętnie przeczytają reprezentanci płci męskiej i żeńskiej. Zaczynam z grubej rury i jak na poniedziałkowy temat to może strzelam sobie w kolano, ale wierzę, że nie uciekniecie :)! 
W poście poruszę kwestię mojego doświadczenia zawodowego, plusy i minusy zawodów które wykonywałam i opowiem, o swojej pracy marzeń. Jeżeli chcecie poznać moje zdanie na ten temat, zapraszam na wpis!


MOJA PIERWSZA PRACA



Oczywiście nikogo nie zdziwi fakt, że moja pierwsza praca polegała na sprzedaży katalogowej. Wiadomo co mam na myśli i wiadomo o czym mowa:). Były to czasu wczesnego gimnazjum, więc powiedzmy +/- 15 lat. Rzecz jasna nie mogłam mieć na siebie umowy, bo byłam niepełnoletnia. Na szczęście mój wtedy obecny chłopak wziął sprawy papierkowe na siebie i tak bujałam się z katalogami, aż do własnej osiemnastki. Nie powiem, jak na osobę młodą, udawało mi się osiągać nawet fajne wyniki i byłam o krok od 'awansu' na lidera, ale osoba, która mnie prowadziła, postanowiła  mnie oszukać i nie zrobiłam wielkiego 'wow' w sferze katalogowej:).

PLUSY:
- Ciągły dostęp do kosmetyków...
-...a co za tym idzie- do nowości katalogowych
- Rabat na kosmetyki w firmie dla której pracujecie
- Kontakt z klientem
- Niska odpowiedzialność
- Praca raczej mało męcząca :)

MINUSY:
- Brak stałego wynagrodzenia
- Brak pewnego zatrudnienia
- Wynagrodzenie uzależnione od wyników
- Wątpliwa możliwość awansu


MOJA DRUGA PRACA, CZYLI O TYM, JAK SIEDZIEĆ W HAŁASIE I ZIMNIE (!)



No dobra, tu już się zaczęły poważne biznesy, w końcu zaczynając tą pracę miałam już 22 lata. Ok, nie miałam jakiejś presji na hajs, ale wyprowadziłam się z domu i trzeba było coś ze sobą robić. Szczerze mówiąc, zaczęłam pracy szukać 2.09, a już 18.09 byłam zatrudniona. Ci, co śledzą mnie od dłuższego czasu to wiedzą jaka ta praca. Pracowałam na stanowisku doradcy klienta w sklepie meblowym. Nie wygląda to źle, praktycznie siedziało się na tyłku te kilka godzin, ale ta praca miała jeden największy minus i kilka pobocznych. Największym był fakt, że sklep w którym pracowałam (a raczej ekspozycja) była umieszczona w centrum handlowym. Umówmy się, Żywiec nie ma centrum handlowego pokroju Bielska Białej czy Warszawy, ale Ci wszyscy ludzie z Podbeskidzia uderzają tam gdzie mają najbliżej czyli gdzie? Ano do Galerii w której pracowałam. Jeszcze w normalne dni było spoko, ale jak przyszła nie daj Boże środa (targ), czy sobota albo niedzielne popołudnie (rodzinne pielgrzymki), to był armageddon. I nie chodzi o to, że ja miałam tyle klientów do obsługiwania, tylko tyle ludzi kręciło się po galerii. Mało tego, 'najlepiej' było wtedy, jak były organizowane jakieś 'super' akcje typu: Dzień Dziecka, Dzień Matki, Dzień Psa (serio, gdzie przyprowadzali właściciele psy do Galerii..) i jeszcze tysiąc innych głupot nikomu nie potrzebnych. Nie wspomnę oczywiście o Nocy Zakupów, ale na szczęście ominęła mnie ta 'przyjemność' bycia na nocnej zmianie. Kolejnym minusem było to, że czy to była wiosna, czy jesień czy zima, tam zawsze było zimno. Ekspozycja była bardzo blisko drzwi wejściowych i możecie wierzyć albo nie, ale mieliśmy kiedyś tam 9'C. Chyba nie muszę tłumaczyć jak się siedzi w takiej temperaturze 11h w pracy. Czasem miałam ochotę tam przynieść sobie kołdrę i się przykryć, albo ewentualnie schować się do szafy. Jeżeli chodzi o inne aspekty, to praca nie była zła. Nie dało się tam przepracować :). Poznałam wspaniałe koleżanki, z którymi utrzymuje kontakt do dziś.

PLUSY:
- Niezbyt wielki wysiłek :)
- Możliwość poznania nowych ludzi
- Bycie na bieżąco z nowościami w sklepach, które są w galerii :):):)

MINUSY:
- Zimno
- 2 weekendy pracujące
- Brak możliwości rozwoju
- Średnia płaca
- GŁOŚNO (!)



MOJA AKTUALNA PRACA

Jak pewnie wiecie, albo jak nie wiecie to już Wam piszę, aktualnie pracuję w Radiu Eska Beskidy jako Account Manager. Pewnie Ci co mnie śledzą gdzieś na innych social mediach wiedzieli o tym wcześniej. Moja praca polega na utrzymywaniu poprawnych relacji z klientami, pozyskiwanie nowych klientów itd. itp. Powiem Wam, że od zawsze marzyłam o pracy w korporacji. Nie wiedziałam, że marzenie się spełni, a na dodatek będę pracowała w Radiu, którego słucham od 'x' lat. Cieszę się, że jest to zawód, w którym ciągle mam możliwość rozwoju. Nic dwa razy się nie zdarza praktycznie i ciągle uczę się czegoś nowego. 



PRACA MARZEŃ, CZY ISTNIEJE?

Czy istnieje praca marzeń? Wydaje mi się że nie. Na pewno istnieje praca o której marzymy, ale nie ma idealnego zawodu. Każdy zawód, każde stanowisko ma swoje plusy i minusy. Ja mogę powiedzieć Wam szczerze i otwarcie, że lubię swoją pracę. Nie chciałabym jej zmieniać. Czuje się dobrze. Jako właściwa osoba na właściwym miejscu. Gdybym mogła jeszcze coś robić dodatkowego, to na pewno poszła bym w strefę beauty. Może jakieś paznokcie? Makijaże?. Na pewno wybrałabym coś, co nie kolidowałoby z moim aktualnym stanowiskiem. Myślałam kiedyś o pracy za granicą. Na tamtą chwilę praca dla opiekunek wydawała mi się idealnym zajęciem dla mnie. Teraz, z perspektywy czasu wiem, że dobrze wybrałam i jeżeli miałabym powtórzyć życie, złożyłabym swoje CV jeszcze raz do Radia:).

A Ty?
Jakie masz doświadczenie zawodowe? Jaka była Twoja najgorsza/najlepsza praca?
O jakim stanowisku marzysz? :)
O krok od lata, czyli zadbaj o swoją sylwetkę.

O krok od lata, czyli zadbaj o swoją sylwetkę.

Witajcie kochani!
I znów mamy czwartek i znów już prawie koniec tygodnia. Nie wiem jak u Was pogoda, ale u mnie ciągle pada i jakoś brak energii do działania mam. Jeszcze oczywiście na moje nieszczęście w weekend znowu jestem na uczelni, ale pociesza mnie to, że to już praktycznie ostatnie zjazdy i mam wakacje. Niby ten semestr trwał tylko chwilę, a ja się czuję, jak po 3,5 roku studiów inżynierskich:).
Czy ktoś powiedział 'wakacje'?:) Tak moi kochani, już niedługo wakacje, a u mnie sylwetka wciąż zimowa :). Nie chce mi się już tłumaczyć dlaczego tak się stało. W dużej mierze jest to spowodowane leczeniem, ale brak ruchu i niezbyt dobre odżywianie też ma na to wpływ. Chcę zawalczyć o swoją sylwetkę i może chociaż pod koniec wakacji poczuć się dobrze we własnym ciele. 


Zewsząd atakują nas reklamy trenerów personalnych, fitness clubów, dietetyków. Wciąż panuje moda na bycie fit. Nie popieram do końca tego trendu, co nie zmienia faktu, że prawidłowe żywienie i ruch, to podstawy dobrego samopoczucia. Wszystkie te rady są tak ogólne i tak spopularyzowane w dzisiejszych czasach, że chyba każdy z nas wie, że prawidłowe odżywianie to: '5 niewielkich posiłków w ciągu dnia'. Warto do tego dodać +/- 2,5 litry wody dziennie i generalnie wszystko powinno być ok. W praktyce niestety nie jest tak łatwo. Sama po sobie wiem, że ciężko mi rozdzielić w ciągu dnia te 5 posiłków. Niby mam pracę, w której mogę sobie pozwolić na regularne jedzenie, ale nie mogę się do tego zmusić. Jest mi też ciężko przygotować sobie na cały dzień dania, ponieważ nieraz jest tak, że wracam z pracy później  i najnormalniej w świecie nie chce mi się gotować na drugi dzień. Generalnie staram się, żeby posiłki były urozmaicone, żeby została zastosowana zasada: węglowodany+białko+tłuszcze, ale jestem tylko człowiekiem i zdarza mi się zgrzeszyć. Myślałam o skorzystaniu z usług trenera personalnego lub dietetyka, ale to wciąż pozostaje dla mnie temat otwarty. Wiem jakby się to skończyło. Tak samo jak teraz. Dietę miałabym skomponowaną, posiłki rozpisane, a i tak wciąż nie jadłabym regularnie tak jak powinnam i ciągle bym stała przy garach. Dobrym rozwiązaniem dla takich osób jak ja, które nie mają czasu na przygotowywanie na bieżąco posiłków, jest skorzystanie z diety pudełkowej. Znalazłam ofertę firmy Cateromarket i muszę przyznać, że wyjątkowo spodobała mi się ich oferta. Szczerze mówiąc zauważam same plusy posiadania diety pudełkowej: posiłki idealnie dopasowane do nas, skomponowane zgodnie z zasadami prawidłowego żywienia. Może w końcu nie musiałabym zastanawiać się co przygotować na drugi dzień do jedzenia :)



Oczywiście musimy również pamiętać, że bez ruchu nici z naszego odchudzania. Ja zauważyłam, że najlepszym treningiem dla mnie jest Nordic Walking. Staram się kilka razy w tygodniu zrobić 7 km i uwierzcie mi,daje mi to niesamowitego powera. Wszystkie Ewy, Mel i inne się kryją przy tym treningu. Co najważniejsze, pracuje mi całe ciało, a na dodatek spędzam czas na świeżym powietrzu. Jest to więc dla mnie forma ćwiczenia, ale również niesamowitego relaksu po dniu spędzonym w pracy. 

Reasumując: walczę ciągle i nie mam zamiaru się poddawać! Nie odchudzam się dla kogoś, bo jest taka moda, bo jest taki trend. Robię to tylko dla siebie i dla swojego zdrowia!

A Ty korzystałeś już z diety pudełkowej?:)

Aliexpress: Gadżety za kilka groszy. Cz. IV-BIŻUTERIA

Aliexpress: Gadżety za kilka groszy. Cz. IV-BIŻUTERIA


Witajcie :)
Środa to taki mini-piątek :). Ten tydzień mam niestety strasznie zakręcony, ale nie ma sensu o tym opowiadać, bo to w większości przez sesję, więc sami widzicie, że nic ciekawego;).
W tamtym tygodniu nie udało się niestety opublikować serii Aliexpress, ale teraz nadrabiam! Przygotowałam dla Was perełki z biżuterii czyli coś, co wiem że naprawdę kochacie. 
Standardowo przed rozpoczęciem warto przypomnieć zasady dla tych, którzy są tu pierwszy raz. 

1. Posty te NIE SĄ SPONSOROWANE
2. Nie będę tu polecać podróbek kosmetyków czy ubrań, ponieważ brzydzę się podróbkami.
 
Kurs dolara na dzień przygotowania wpisu, czyli 21.05.2017 przedstawia się następująco:
 
1 USD = 3,77 PLN
 
OK, wszystko jasne więc zaczynamy <3!
 
 
Cena: 5,60 zł
Do kupienia [klik] 
 
 Cena: 7,88 zł
Do kupienia: [klik] 
 
 Cena: 14,66 zł
Do kupienia: [klik] 
 
 
Cena:  4,95 zł
Do kupienia: [klik] 
 
Cena: 4,41 zł
Do kupienia: [klik] 
 
Cena: 7,35 zł
Do kupienia: [klik] 
 
 Cena: 4,98 zł
Do kupienia: [klik] 
 
 Cena: 4,40 zł
Do kupienia: [klik] 
 
Cena: 10,90 zł
Do kupienia: [klik] 
 
Cena: 9,46 zł
Do kupienia: [klik] 
 
 Cena: 3,54 zł
Do kupienia: [klik] 
 
 
 Cena: 3,34 zł
Do kupienia: [klik] 
 
I jak Wam się podoba to zestawienie?
Ja uwielbiam naszyjniki z Ali!
Zapytałam Was ostatnio na  fb o czym będzie ten post i kto zgadnie, ten będzie mógł sobie wybrać jedną rzecz z tego zestawienia. Jako pierwsza odgadła p. MARTA KRZYMOWSKA ! Gratuluję i zapraszam do kontaktu :)
Czy warto robić zakupy online w aplikacji Rossmanna + moje zakupy!

Czy warto robić zakupy online w aplikacji Rossmanna + moje zakupy!

Witajcie kochani!
Ja dziś jestem w Katowicach, niestety nie w celach ani turystycznych, ani rekreacyjnych, ale bardziej prywatnych i zdrowotnych. Mam nadzieję, że jak to czytacie to ja już wiem coś więcej i mogę spokojnie odetchnąć :). Dziś po długiej nieobecności w końcu, (jak na studenta w trakcie sesji przystało :)), przychodzę do Was z podsumowaniem moich zakupów, które nabyła w trakcie co rocznej promocji Rossmanna. Chciałabym również Wami porozmawiać o tym, czy warto robić zakupy online w aplikacji Rossmanna i odbierać je bezpośrednio stacjonarnie w sklepie. Jeżeli jesteście ciekawi co kupiłam i jakie wynikały z tego przygody- zapraszam na post! 



Zacznijmy najpierw od tego, że nie jestem zwolennikiem kupowania kosmetyków bez ich dotykania. O ile mogę kupić ciuch w sklepie internetowym nie sprawdzając rozmiaru, materiału itd. o tyle kupując kosmetyki wolę je dotknąć, sprawdzić, powąchać. Tak, tak , oczywiście na testerze, spoko-loko, szanujmy się :). Niestety splot nieszczęśliwych okoliczności sprawił, że jak wiecie 1 kwietnia, właśnie w prima aprillis złamałam nogę i gdyby nie możliwość zrobienia zakupów online, to powiedziałabym promocji ''papa, do zobaczenia za rok!'' Na szczęście postanowiłam sobie wejść w apkę i wyszukać wszystkiego czego dusza zabraknie. Oczywiście Ci z Was którzy kupowali online wiedzą, że określenie 'czego dusza zabraknie' jest mega na wyrost, bo półki internetowe są tak samo puste jak te stacjonarne. Dopiero później Paulina doczytała, że dostępność online zależy od tego, czy dany produkt jest na stanie wybranego sklepu. Powiem Wam tak. Kocham Żywiec, jestem z nim związana emocjonalnie, ale na litość Boga, tu praktycznie nigdy nic nie ma! Zakupy robiłam na 3x i koniec końców i tak nie kupiłam wszystkiego co chciałam! Zanim przejdę do tego co udało mi się kupić opowiem Wam, jak wyglądam sam proces zakupu. Strona jest prosta, łatwa w obsłudze i każdy się na niej odnajdzie. To tyle jeśli chodzi o aspekty wizualne. Jeżeli chodzi o sprawy techniczne, jest trochę gorzej... Popakowałam wszystko pięknie do koszyka co chciałam, przechodzę do kasy, chcę płacić, a tu połowa koszyka pusta, bo produkty niedostępne. No wkurzyłam się sakramencko, ale myślę sobie no nic. Biorę co jest. Najpierw zamówiłam słynne quattro rozświetlaczy z Wibo. Btw. tymi rozświetlaczami można zrobić cudne makijaże! Dobrałam do tego zestaw do brwi z Lovely i tu się zatrzymajmy. Mirek odebrał mi paczkę z drogerii. Wszystko super zapakowane, zaklejone, zabezpieczone i gitara. Przywozi mi do domu, ja z szaleństwem w oczach otwieram paczkę, otwieram zestaw do brwi i......na pierwszy rzut oka wszystko wygląda ok, po czym zauważam na żelu czyjąś brew o.O. Myślę sobie wtf. przecież ja tego jeszcze nie zdążyłam użyć! No cóż, widocznie mój produkt nie był tym, którego nikt nie używał. Z pęsety nie skorzystałam dla bezpieczeństwa ani razu. 


Jeżeli chodzi o rozświetlacze to wszystko było ok, nie zauważyłam śladów użytkowania. Kolejne zakupy poczyniłam ze względu na pożądane K'lips, Pomadkę Wibo  i te cudowne papuzie rozświetlacze. Oczywiście tym razem wszystko również odbyło się online i również w drogerii w Żywcu. Kolejne i ostatnie zakupy dla Was zamówiłam w drogerii w Bielsku. Tam praktycznie było wszystko oprócz oczywiście banana i rice. Powiem Wam, ze tam wszystko odbyło się błyskawicznie i bez większych komplikacji. Całość nowości prezentuję Wam na zdjęciach.








Podsumowując, mimo tych bijących się babeczek w Rossmannie, pokradzionych produktów z koszyków i mimo tego tłumu osób koczujacych od 7.00 rano przed sklepem- wolę zakupy stacjonarnie :).

A co Ty o tym myślisz?
Wklej w komentarzu link do swoich zakupów,chętnie zobaczę!

Podsumowanie III tygodnia Wiosennego Wyzwania Makijażowego- Kocie oko!

Podsumowanie III tygodnia Wiosennego Wyzwania Makijażowego- Kocie oko!

Witajcie ponownie:)
Jak co poniedziałek przychodzę do Was z podsumowaniem Wiosennego Wyzwania Makijażowego. Jest mi strasznie przykro i jestem na siebie niesamowicie zła, że nie udało mi się nic zmalować, ale mam strasznie ciężkie 2 tygodnie i niestety cierpię na chroniczny brak czasu ze względu na naukę. Ten post przygotowuję między pisaniem jednego projektu, a kończeniem drugiego, a w tak zwanym międzyczasie robię jeszcze notatki z filozofii:). Kochani chcę jeszcze przypomnieć, że podsumowania odbywają się cyklicznie, tj. jeden tydzień  u mnie, jeden u Asi!


W tym tygodniu dotarły do nas tylko dwie prace! Dziewczyny, pędzle w dłoń! Wiem, że łatwo się mówi, ale zaufajcie nam z Asią, że szykujemy naprawdę super nagrodę dla zwyciężczyni :). Koniec końców, nie przedłużając- zapraszam.


ANIA


BEATKA






Na kogo stawiacie tym razem? :) Przypominam, że Asia nie bierze udziału w głosowaniu, ponieważ jest współorganizatorką :)
Za tydzień ikony stylu i liczę, ze będzie duuuuużo prac!:)
Kolejna wielka promocja w Rossmannie 2+2, 2+1 o co chodzi tak naprawdę, komu ile i moje sprawdzone typy pielęgnacyjne!

Kolejna wielka promocja w Rossmannie 2+2, 2+1 o co chodzi tak naprawdę, komu ile i moje sprawdzone typy pielęgnacyjne!

Witajcie!
Przypominam, że dziś po 20.00 będzie czekało na Was u mnie na blogu zestawienie makijaży w ramach wiosennej akcji makijażowej. Temat jest zacny i niezbyt trudny, bo tym razem tematem jest kocie oko!  Pędzle w dłoń dziewczyny i ruszamy!
W tym poście skupimy się na czymś zupełnie  innym, a mianowicie na pielęgnacji. Oczywiście nie piszę tego posta przez przypadek, bo jak wiecie (albo jak nie wiecie), w Rossmannie właśnie trwa promocja na pielęgnacje twarzy 2+2 i 2+1 Niestety/stety nie jest ona tak łatwa w obsłudze jak -49% na kolorówkę, ale mam nadzieję, że dzisiejszy post rozwieje Wam wszystkie wątpliwości i może doradzę niejednej z Was, na co warto zwrócić uwagę.



Na początek kilka suchych faktów:
- Promocja trwa od 20.05 do 30.05.2017 lub do wyczerpania zapasów.
- Promocja dzieli się na dwie kategorie:
* 2+1 dla osób nie będących w klubie Rossmann
* 2+2 dla osób będących w klubie Rossmann
- Jeżeli chodzi o akcję 2+1 to polega ona na tym, że możemy sobie stworzyć własny zestaw pielęgnacyjny ale produkty muszą mieć inny kod kreskowy. W tym przypadku jeden, najtańszy z zakupionych przez nas kosmetyków dostajemy gratis. 
- Mając na uwadze akcję 2+2 w przypadku zakupu 4 produktów, dwa najtańsze dostajemy gratis.
- W skład promocji wchodzą takie produkty jak: żele do twarzy, olejki, peelingi, płyny micelarne, płyny do demakijażu, mleczka, toniki, kremy na dzień, kremy na noc, kremy pod oczy, kremy na dzień i na noc, sera, kremy bb, kapsułki, kremy multifunkcyjne, nawilżające, przeciwzmarszczkowe, maski, kremy do twarzy z zarostem,  produkty myjące, preparaty punktowe, puder, make-up korektor[z uwzględnieniem tylko takich marek jak:under twenty, Isana Young, Nivea Visage Young, Selfie project, Efektima Young, AA help], chusteczki, plasterki oczyszczające, bibułki matujące, dermokosmetyki,mini produkty)*
* Informacje pochodzą z regulaminu promocji dostępnego tu


  Uff.. przeszliśmy przez nieszczęsne sprawy prawne, możemy się skupić na kosmetykach!
Oczywiście nie jestem w stanie polecić Wam kosmetyków z każdej kategorii, bo większość produktów nie używałam, ale obiecuję, że poniżej znajdą się same moje typy, które polecam z czystym sumieniem!



1. NAWILŻAJĄCY ŻEL DO MYCIA Z ALGĄ MORSKĄ, LIRENE- Uwielbiam za zapach, za konsystencję, za oczyszczenie i nawilżenie!
CENA:  14,29 zł
2. PEELING DROBNOZIARNISTY, LIRENE- Oczywiście jako posiadaczka cery suchej, naczynkowej nie mogę sobie pozwolić na wielkie zdzieraki. Ten peeling enzymatyczny sprawuje się świetnie, a w połączeniu z żelem z tej serii naprawdę dają czadu!
CENA: 15,29 zł 
3. PŁYN MICELARNY, TOŁPA- Co prawda nie powalił mnie tak na kolana jak mój ulubieniec z Ziaji, ale jest od razu po nim w kolejce na podium:).
CENA:  17,99 zł.
4. TONIK, RIVAL DE LOOP- Mam straszny sentyment do tej marki, bo jakoś nasz poznanie zbiega się z założeniem mojego bloga :). 4 lata minęły od pierwszego użycia, sporo produktów przetestowałam, a do tego wciąż wracam z sentymentem i radością.
CENA:  4,49 zł
5. PIANKA OCZYSZCZAJĄCA UNDER TWENTY- No under twenty to ja od dawna nie jestem:), ale nic mi nie stoi na przeszkodzie, żeby używać takich produktów. Była to moja pierwsza pianka oczyszczająca, której potem szukałam naprawdę spory okres czasu.
CENA:  17,99 zł



1. OCZYSZCZAJĄCA PASTA Z LIŚCI MANUKA, ZIAJA- Ha! Ten produkt tak wszedł ostro do blogo i vlogosfery, że nie wierzę, że ktoś o nim nie słyszał. Ja kupiłam ze względu na wągry na nosie i powiem Wam, że sprawdza się super w tej roli!
CENA:  7,99zł
2. TONIK ŁAGODZĄCY DO CERY SUCHEJ, NIVEA- piękny zapach, idealne nawilżenie i wszystko to, czego oczekuję od tego typu produktów:).
CENA:  14,90zł
3. PŁATKI OCZYSZCZAJĄCE, ISANA YOUNG-no i mimo, że nie mam 18 lat, to moja cera często mnie zaskakuje różnymi niespodziankami. Takie plasterki to super sprawa. Naklejasz na problematyczne miejsca i problem znika :).
CENA: 8,69 zł
4. PŁATKI POD OCZY, EFEKTIMA- Chyba najlepszy na świecie zabieg, który pozwala na regeneracje mojej zmęczonej skóry pod oczami po calym tygodniu. Uwielbiam! 
CENA:  5,49 zł
5. KREM NA DZIEŃ, ZIAJA- i kolejna ziaja w zestawieniu :). Używałam tgo kremu zimą, ponieważ moja cera właśnie w tym okresie potrzebuje najmocniejszego nawilżenia. Po jakimś czasie zaczął mnie męczyć zapach, ale sam produkt spisał się na medal!
 CENA: 8,49 zł
6. PEELING ENZYMATYCZNY, PERFECTA-  o ile mam mieszane uczucia co do produktów tej marki, o tyle ten peeling uwielbiam :).
CENA: 13,29 zł.

1. KREM CC, TOŁPA- nie używałam go osobiście, ale stosuje go moja mama i uwierzcie mi, że jak nie raz go nałoży, to myślę, że to podkład. Ja nie używam go tylko dlatego, że jestem wyznania: albo full tapeta albo nic. Nie uznaję półśrodków:).
CENA: 24,99 zł
2. KREM NA DZIEŃ, JANDA- absolutny mój faworyt jeżeli chodzi o krem! Mam opcję +30 i wiem, że nie poprzestanę na jednym opakowaniu!
CENA: 49,99 zł


Uff... wierzcie albo nie, ale ten post zajął mi prawie 2h! Zanim sie dokopałam do regulaminu, zanim go zrozumiałam, zanim spisałam kosmetyki to minęły wieki! Uwielbiam takie poty dla Was przygotowywać, bo wiem, że chętnie je czytacie :). Oprócz w/w perełek mogę również polecić wszystkie toniki, płyny micelarne i kremy z Ziaji. Nie wiem, czemu nie mogłam ich znaleźć online w drogerii.

Wybieracie się na promocje?
Dajcie znać!
 
W trosce o delikatną skórę wokół oczu- La Roche-Posay Toleriane Ultra.

W trosce o delikatną skórę wokół oczu- La Roche-Posay Toleriane Ultra.

Witajcie!
Okolice pod oczami to dość często pomijany obszar w naszej codziennej pielęgnacji. Zaopatrujemy się w kremy na dzień, na noc, ale często zapominamy, że okolice oczu są naprawdę ważne i zasługują na specjalne traktowanie. Nie wystarczy używać kremu do twarzy, żeby prawidłowo dbać o okolice pod oczami. Uwierzcie mi, że sama musiałam dojrzeć do tego, żeby zacząć używać produktów tego typu. Jak zaczęłam używać, to przepadłam na całego! Czy znalazłam swój ideał?
Koniecznie sprawdźcie!

Ci, którzy oglądali mnie kiedyś na Youtubie mogli zauważyć, że mam niesamowite problemy ze skórą pod oczami. Jest cienka i prześwitują przez nią żyłki. Na dodatek ciągle borykam się z opuchnięciami i zasinieniami pod oczami. Dużo z Was pisało mi, że źle to wygląda. Wiem że to źle wygląda, ale niestety nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Problem tkwi w środku, we mnie. Mam rozregulowaną gospodarkę hormonalną i dopóki nie doprowadzę tego do ładu, nie ma co liczyć na poprawę. Czy zwalnia mnie to z obowiązku dbania o skórę w tym miejscu? Absolutnie nie! Wręcz przeciwnie. Powinnam robić wszystko, żeby chociaż minimalnie, chociaż wizualnie, zmniejszyć obrzęki, które wyglądają nieestetycznie. Dodatkowo mam bardzo wrażliwe oczy. Ile ja już musiałam odrzucić tuszy do rzęs, bo każdy którego używałam, prędzej czy później robił mi krzywdę. Bardzo boję się testować nowe produkty, które muszę aplikować właśnie w okolice oczu. Strach strachem, ale pielęgnacja to podstawa. La Roche-Posay przychodzi z pomocą właśnie takim osobom jak ja. Krem przeznaczony jest dla skóry bardzo wrażliwej i alergicznej. Po takiej zapowiedzi wiedziałam, że nie mam się czego obawiać!
Toleriane Ultra ma na celu pielęgnację okolic oczu oraz przeciwdziałanie obrzękom. Można powiedzieć, że produkt stworzony dla mnie! Takie 2w1, spersonalizowane dla mnie i dopasowane idealnie do moich potrzeb. Na stronie producenta możecie także poczytać o całej gamie kosmetyków Toleriane dostosowanych do potrzeb skóry bardzo wrażliwej: Toleriane Ultra




Przyznam, że pierwszy raz spotykam się z kremem pod oczy, który zamknięty jest w opakowaniu z pompką. Dla mnie to jedno wielkie wow! Wiecie, że jestem fanatyczką pompek! Jak dla mnie wszystkie kosmetyki mogłyby mieć pompki, ponieważ niesamowicie ułatwia to codzienne życie i pozwala na zdenkowanie produktu do końca. Na uznanie zasługuje również zamknięcie. Przekręcamy i już ☺. Ułatwi to życie niejednej z nas np. w podróży. W przypadku tego produktu nie jestem w stanie wyczuć żadnego zapachu, więc w mojej opinii go po prostu nie ma. Konsystencja jak dla mnie jest delikatnie żelowa. Krem bardzo dobrze rozsmarowuje się pod oczami i na dodatek wchłania się momentalnie. Nie pozostawia absolutnie żadnej lepkiej warstwy. Krem stosuję rano i wieczorem. Warto wspomnieć, że współpracuje ze stosowanymi przeze mnie kosmetykami do makijażu, jak podkład i korektor. Produkt nie uczulił i nie podrażnił mojej skóry wokół oczu oraz nie spowodował żadnych przykrych skutków. Idealnie nawilżył okolice pod oczami. Więcej opinii o tym kosmetyku poznacie na stronie producenta: La Roche-Posay krem pod oczy.
Mam nadzieję, że regularne jego stosowanie pozwoli mi również pozbyć się obrzęków.

                    A Wy jakich kremów używacie?
                        Znacie gamę Toleriane?
Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger