Małe, różowe, niesamowicie przyjemne i niezbędne każdej kobiecie. Co to?:)

Dzień dobry!
Poniedziałek?:) Kto nie lubi, przyznawać się! Jak dla mnie jest to dzień jak co dzień. Lubię go szczególnie wtedy, kiedy jest on po weekendzie zjazdowym i mam świadomość, że mam jakieś 2 tyg. spokoju od uczelni. Właśnie dzisiejszy poniedziałek należy jak najbardziej do tych lubianych. Byłam wczoraj na uczelni, zresztą w sobotę też i już mam za sobą pierwszy egzamin. Pierwszy w tej sesji, ogólnie nie wiem który :). Na szczęście wszystko poszło i dobrze i w niedzielę miałam sporo czasu, żeby zaplanować notki. Mam wszystko przygotowane do 15 maja także możecie być pewni, że mnie nie zabraknie:)

Dziś przychodzę do Was z recenzją maluszka, którego dostałam w ramach współpracy z firmą Deni Carte. Prawda jest taka, że jajeczka przyszły dwa, ale moja mamusia jak je zobaczyła, to się zakochała w nich tak jak ja i musiałam jej jedno oddać. No nie miałabym sumienia :). Zresztą, ja i tak używam jednego i nauczona doświadczeniem i testowaniem większej wersji [klik] wiem, że akcesorium posłuży mi bardzo długo. Jeżeli jesteście ciekawe za co go pokochałam i jak się spisuje w akcji, zapraszam Was na notkę :)


Wygląda tutaj na olbrzyma no nie?:) Ale niech Was nie zwodzi zdjęcie, jest zrobione w zbliżeniu po to, żebyście mogli dokładnie zobaczyć jego strukturę. Gąbki zapakowane były w przezroczyste opakowanie, na którym były umieszczone informacje od producenta. Jak widzicie w zbliżeniu, gąbka jest zbudowana z naprawdę dużej ilości minimalnych dziurek, które idealnie chłoną wodę ( nie podkład!). Szersza podstawa pozwala nam na aplikację podkładu na większych partiach na naszej twarzy (czoło, policzki), natomiast szpic jest idealnie wyprofilowany do nakładania podkładu w takich okolicach jak płatki nosa, czy okolice pod oczami. 


Strasznie ciężko było mi Wam pokazać realne wymiary gąbeczki. Na początku jak otworzyłam paczkę i zobaczyłam takiego maluszka to pomyślałam, że dobrze, że nie mam młodszego rodzeństwa, bo na pewno potraktowali by to jako zabawkę:). Absolutnie nie jest to żadnym minusem! Jak dla mnie jest to wielki plus! Gąbka pozwala na baaaardzo precyzyjną aplikację podkładu/korektora właśnie w tych trudno dostępnych miejscach. Nie oszukujmy się, aplikacja większą gąbką jest szybsza, ale niejednokrotnie obszar np. w okolicach nosa muszę dodatkowo rozcierać palcem, bo widzę, że podkład nie dotarł wszędzie gdzie bym chciała. Tu nie ma takiego problemu. Uważam, że taki duet: Duża+mała gąbka, to idealne zestawienie dla każdej kobiety, która używa podkładu :).


Zrobiłam dla Was porównanie, jak gąbka rośnie pod wpływem wody bo rośnie i to do fajnych rozmiarów! Dalej jednak jest na tyle malutka, żeby spokojnie nią działać tam gdzie to niezbędne. Powiem Wam, że testowałam już 3 jajeczka tego typu. Jedno miałam właśnie z Deni Carte, jedno z Shiny Box'a kiedyś, teraz mam Syis i no czwarte jest to mini. Wiecie co mnie w nim najbardziej zaskoczyło? Tworzywo, z jakiego jest zbudowana. Zazwyczaj w gąbkach z shiny czy Syis, była ta zwarta, dosyć twarda struktura. Tu pojawiają się dziurki, które sprawiają, że jajeczko jest niesamowicie miękkie! Kojarzycie jałową gazę? Właśnie w dotyku z czymś takim mi się kojarzy. Z takim niesamowicie miękkim i przyjemnym dla skóry materiałem. Bałam się na początku, że jak gąbka jest tak miękka, to po kilku użyciach będę musiała się z nią pożegnać. Nic bardziej mylnego! Odkąd dostałam gąbkę używam jej codziennie do aplikacji korektora pod oczy, na blizny i podkładu w okolicach nosa. Nie dzieje się z nią nic! Myję ją po każdym użyciu (przynajmniej staram się nie zapomnieć-tak wiem, wstyd) i gąbka jest dalej w takim stanie jak była. W jednym miejscu została mi mini-mini nie domyta plamka ale wydaje mi się, że to zasługa bardzo płynnego podkładu i ciężkiego korektora z Catrice. Niestety w Rossmannie nie zaopatrzyłam się w żaden inny i muszę go zdenkować :).


Naprawdę nie mam nic do zarzucenia. Jajeczko pomaga w aplikacji korektora, podkładu, nie zostawia smug. Nie ma problemu z jego domyciem (oprócz tej jednej plamki), nie zniekształciło się na chwilę obecną ani nie wyrządziło żadnych szkód. Jeżeli mogłabym Wam tylko doradzić dziewczyny, to tak jak wspomniałam wyżej. Idealnym rozwiązaniem jest nabycie dwóch jajek właśnie w tej mniejszej wersji i większej,bo osobiście nie miałabym czasu na aplikację podkładu tą maciupeńką gąbką, ale odkąd ją mam, nie muszę się obawiać, że w mniejszych partiach mojej twarzy mam coś nie roztarte albo rozpaćkane.


Niestety nie powiem Wam ile kosztuje taki komplet jajeczek, bo jak wspomniałam na początku- dostałam go od firmy. Jeżeli jesteście ciekawi natomiast większą wersją, zapraszam Was [tutaj]. Jak dla mnie nie ma ono konkurentów i jak wspomniałam kilka razy w filmach- było dla mnie najlepsze. Na pewno pojawi się również film z jego użyciem ( i może z gościem:)), ale muszę najpierw wyleczyć oczko :).

A Wy macie ulubione akcesoria do nakładania podkładu?
Może aplikujecie łapkami?
Dajcie znać koniecznie!

26 komentarzy:

  1. Mam chyba 4 takie gąbki i odkąd je posiadam ni wyobrażam sobie makijażu bez nich :) Obserwuję :)
    Pozdrawiam serdecznie, Juliet Monroe KLIK :))

    OdpowiedzUsuń
  2. ale malutkie jajeczko :) z chęcią bym się skusiła na nie, jeśli jest takie mięciutkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemięciutkie i strasznie śmieszne przez to, że jest takie malusie :D

      Usuń
  3. Ja po jajeczka sięgam chętnie, ale nie towarzyszą mi codziennie. Też w zależności od dnia sięgam po miękkiego BB lub twarde inne jajeczka ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jak na razie aplikuję podkład łapami, bo niestety pędzle mi się nie sprawdzają, a gąbeczki jeszcze nie miałam. :/

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie najlepiej sprawdza się jednak pędzel:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z początku nakładałam podkład palcami, bo żal mi było wydawać pieniądze na coś, co by mi ułatwiło zadanie. W końcu zdecydowałam się na pędzel Hakuro 51 i nie żałuję. Najpierw nakładanie podkładu pędzlem było dla mnie dziwne, ale po trzech dniach pokochałam tę metodę i teraz nie wyobrażam sobie do ponownego używania rąk. Z pędzlem jest o wiele wygodniej. Gąbeczki jeszcze żadnej nie miałam, ale kiedyś na pewno się to zmieni. Na razie wystarcza mi pędzel.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tez zakochała się w gąbeczkach jajeczkach. Lepiej mi się nimi rozprowadza podkład niż pędzlem czy palcami. Moja jest już tak zdefastowana,że dziś kupiłam nową, ale takiego maluszka nie mam i chyba muszę się zaopatrzyć w niego jeżeli takie cudo :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam te gąbeczki:) odkąd kupiłam BB to nic innego już nie używam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja nie mogę się przekonać do gąbeczek :), zawsze używam pędzli. Do bardziej płynnych podkładów Zoeva 122, a do kremowych Zoeva 102.

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham wszystkie jajeczka, najlepiej sprawdzają się do wklepywania kremu bb/ podkładu w okolicy oczu, są delikatniejsze od pędzli czy własnych palców.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nie wyobrażam sobie makijażu bez gąbeczki, miałam już 4 z RT i bardzo chętnie do nich wracam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Uwielbiam gąbeczki :) Mam ich już kilka, ale zaczynałam od oryginalnego Beauty Blendera i BB mini. I ten widzę, że jest strukturą bardzo zbliżony do oryginału i rozmiarem do tego mini :) Od kiedy je mam, nie wyobrażam sobie nakładania podkładu czym innym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O marzy mi się oryginalny BB <3 Jest wygoda podczas nakładania nie?:)

      Usuń
  13. Mam tą gąbeczkę i naprawdę fajnie sobie radzi z makijażem, niestety po pewnym czasie rozpadła mi się na pół, jednak domyślam się że to za sprawą mojego nieudolnego mycia :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jeju! Mam nadzieję, że z moją się nic nie stanie, bo żałowałabym bardzo :(

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz;)
Chętnie odwiedzę Twój blog:)
Nie toleruję jednak spamu i określenie"obserwujemy?" powoduje u mnie nerwicę;)

Jeżeli mój blog Ci się podoba-zaobserwuj
Jeżeli Twój spodoba się mi-odwdzięczę się tym samym:)

Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger