'Lu peti marselje' Fajne, czy nie fajne?

Cześć! 
Jak mijają wakacje? Wszyscy odebrali wyniki z matur?:) Mam nadzieję, że wszyscy ładnie zaliczyli jak Wasza ciocia Paulinka kilka lat temu:D. Co prawda ja zdawałam maturę na innych zasadach, ale mimo wszystko wyniki miałam niezłe:D. Powiem Wam, że jak tak patrzę na maturę z perspektywy czasu, to chętnie napisałabym ją jeszcze raz. Ale NAPISAŁA, nie zdawała ustnie. Ustna matura to mi tyle nerwów dostarczyła, że szkoda słów:D. Oczywiście jak już byłam przed komisją to wyszła z tego kupa śmiechu jak to zawsze ze mną:D. Dobra koniec już o maturze, zapraszam na notkę :).

Oczywiście jestem miłośniczką wszelakich drogeryjnych żeli, żelików i innych pachnideł kąpielowych. Nie wiem ile już przetestowałam. Na pewno sporo. Nie mogło zabraknąć w moich doświadczeniach kąpielowych produktu tak słynnej firmy jaką jest 'Lu peti marselje'. Serio, będę to pisać fonetycznie, bo ta nazwa jest tak dziwna, że nie chce mi się ciągle kukać na fotkę :D. I tak każdy wie o co chodzi i podejrzewam, że jak to czyta, to słyszy głos tej babeczki co czyta 'Lu peti marselje' :D


Produkt zakupiłam w maju. Jak maj to bzy, a jak bzy to lilakowy 'Lu peti marselje'. Szczerze? Nie kupiłabym tego produktu ze względu na szatę graficzną. Serio. Ja nie wiem, ale mi się one kojarzą z takimi antyperspirantami, co kiedyś dostawała moja babcia od rodziny z Ameryki:D. Biedne to jakieś, ubrudzone... Nie wiem, nad szatą graficzną to oni się nie wysilili jak projektowali. Zawiesili jeszcze jakiegoś chłopka w oknie co siedzi w dziwnej czapce i pasiastej koszulce, walnęli jakiegoś kwiatka na dole, trochę francuskiego, trochę angielskiego i prawie 'Francja-Elegancja'. Opakowanie żelu o dziwo nie 'stoi na głowie' jak większość tego typu produktów. Zamykane na zatrzask. Mega solidny zatrzask. Paznokcie strzeżcie się, bo może to byś Wasze ostatnie otwarcie!


Rzecz jasna, nie mogła zabraknąć obietnic producenta. Akurat tu się postarali. Opis ani z jakiejś powieści. 'Upojny aromat', 'Obfite kwiatostany','Świeżo zerwany bukiet'. Chwytliwe co nie?:) Czasem się zastanawiam, czy ja bym umiała stworzyć takie podobne 'pisadełko'. Raczej wątpię, co prawda kiedyś pisałam wiersze, ale wtedy byłam młoda, szalona i nie zepsuta przez ten świat:D. Teraz mój wiersz kończył by się jak ten 'krótki wiersz o frustracji', ale raczej cytować nie będę, bo tam nie cenzuralne słowa były:D. 


Czas na skład, czyli coś na czym znam się najlepiej (żartuję, nic z tego nie czaję oprócz 'akły'). Swoją drogą możecie mi wytłumaczyć czym się różni ALS od SLS czy SLES? Ja tego nie ogarniam. Że tamte złe, a to dobre czy jak? I nie dajcie mnie za to pytanie na jakiś portal typu 'głupota.pl'. Blogerka też człowiek i nie musi wszystkiego wiedzieć. A już blogerka-blondynka jest totalnie zwolniona z tej wiedzy jak podróż służbowa pracownika z podatku. Wracając do tematu, jeżeli jest tu jakaś dobra dusza, która mi to wytłumaczy to będę wdzięczna, że następnym razem nie zrobię z siebie pajaca nie wiedząc co jest czym. Następną rzeczą jakiej nie rozumiem są te cyferki na dole. Cóż to jest? Jakiś szczęśliwy numerek czy cuś?:D.


Oczywiście jestem mistrzem fotek jeżeli chodzi o konsystencję. Każda substancja wygląda jak jakiś glut, albo stwór z kosmosu (że już innych skojarzeń się nie będę dopatrywać). Wybaczcie. Chciałam Wam pokazać po prostu jego konsystencję i pokazuję. Produkt jest dosyć lejący, zanim zdążyłam zrobić zdjęcie, to z kropki zrobiło mi się takie zwierzątko. Kolor jasno różowy, bardzo jasno różowy. Przejdźmy teraz do zapachu. Rzeczywiście, jest piękny, liliowy, kojarzy mi się z majem, ale jeżeli przesadzicie z ilością żelu, to nie skojarzy Wam się z majem, maturami i bzem, tylko zwykłą kostką do klopa. Naprawdę trzeba na to uważać. Produkt mnie nie uczulił, nie podrażnił, nie wysuszył. Wydaje mi się tylko czasem, że jest mniej wydajny niż np. Nivea,bo jakoś szybciej mi schodzi. Pieni się też dobrze. W sumie nie mam mu nic do zarzucenia. Taki średniaczek, którego można wypróbować :)

CENA: ok. 10 zł

12 komentarzy:

  1. Ostatnio kupiłam sobie z tej firmy krem do rąk, bo z wszystkich ich produktów najbardziej one mnie interesują :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektóre zapachy rzeczywiście są powalające - piękne, niepowtarzalne. Niestety wersja z mandarynką i czymś tam tak mnie uczuliły że kilka miesięcy tułałam się po dermatologach.
    Szata graficzna w tym przypadku jest odrobinę bidna i taka nawet nie minimalistyczna tylko "na odwal się".

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam wersję z kwiatem pomarańczy - nawet fajny. :) Mleczko bardziej mi podpasowało ;)
    A ten chłopaczek to logo firmy (zaczęło się od mydeł i coś tam coś tam) ;) we Francji ponoć bardzo znana marka tak mówiła mi kuzynka która tam mieszka :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mnie kusi żeby kupić, wydaje się być fajne :)
    Pozdrawiam serdecznie, Mój blog/ KLIK :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Faktycznie jesteś mistrzem, jeżeli chodzi o foto konsystencji :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawe czy ten zapach przypadłby mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. muszę go powąchać :D bo zazwyczaj kupuję wersję waniliową, którą uwielbiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. a mnie jakoś w ogóle ta firma do siebie nie kusi..

    OdpowiedzUsuń
  9. Nigdy mnie nie kusiło do tych produktów. Rzeczywiście, szata graficzna jest dość dziwna, ale to jestem jeszcze w stanie zaakceptować. Nie podoba mi się za to konsystencja :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja jeszcze żadnego "lupetita" nie miałam, ale może w końcu kiedyś ma ręka powędruje w ich stronę ;)
    Tylko powiem Ci, że mnie akurat podobają się opakowania produktów tej firmy ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz;)
Chętnie odwiedzę Twój blog:)
Nie toleruję jednak spamu i określenie"obserwujemy?" powoduje u mnie nerwicę;)

Jeżeli mój blog Ci się podoba-zaobserwuj
Jeżeli Twój spodoba się mi-odwdzięczę się tym samym:)

Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger