Czy faktycznie z niego taki master? + Ulubione vlogerki :)

Hej :)
Portfele gotowe na jutro?:)  Mam nadzieję, że nie będzie już wszystko wymacane, wydotykane i ogólnie w takim stanie, w którym nie kupię żadnego produktu.. U Was też tak babeczki robią? Jakbym widziała osobiście, że któraś Pani maca w nie-testerach, to bez skrupułów powiedziałabym co myślę!

Dziś przychodzę do Was z kosmetykiem, o którym pisałam na blogu tylko dwa razy. Dlaczego? Ano dlatego, że bardzo rzadko używam takich produktów, a prawdę mówiąc praktycznie wcale. Pewnie się zdziwicie, czemu nie używam kremów BB, skoro są one tak popularne. Z prostej przyczyny, tu nie ma żadnej filozofii. Jak nie muszę wychodzić z domu, to się nie maluję wcale, a jak wychodzę do pracy czy na uczelnię, to kładę podkład w celu zakrycia blizn. Jak to się stało, że krem BB trafił do mnie i mało tego, zaczęłam go używać?:) 
Zapraszam na dzisiejszy post o kremie BB Master Blur z firmy Lirene.




Krem wygrałam w rozdaniu u Ewelinki z bloga Secret Addiction 86. Kiedyś, ale to naprawdę bardzo dawno temu, jak stawiałam pierwsze kroki w blogosferze, zaczęłam testować krem BB z Rimmela. Niestety, był on totalnym bublem, ciemniał na twarzy i średnio się polubiliśmy. Potem przyszła na BB z Ziaji, który akurat spisał się nieźle. Teraz postanowiłam, że wypróbuję również ten, bo jak to mówią 'Do trzech razy sztuka' :).
Produkt zabezpieczony jest kartonowym opakowaniem, na którym znajduje się naprawdę mnóstwo informacji. Możemy przeczytać o produkcie, o jego składzie, o badaniach przeprowadzonych z tym produktem i naprawdę wiele, wiele innych informacji. Jak można zauważyć na zdjęciu, testowałam odcień 01 beżowy. Niestety nie wiem, czy produkt występuje jeszcze w innej tonacji. Nigdzie nie widziałam go na półkach sklepowych.Szata graficzna jest bardzo energetyczna i mi osobiście kojarzy się z zachodem słońca :). Idealne opakowanie na nadchodzące lato. Może to wydać się śmieszne, ale lubię, jak kosmetyk jest ładnie zapakowany. Ot, taka mała fanaberia:).





Moja wersja, jest wersją matującą. Nie potrzebuję w sumie ani matu, ani płaskiego matu, bo mimo tego, że moja cera jest mocno mieszana, nie świeci się praktycznie wcale. Mogę wprost powiedzieć, że większa jej część jest przesuszona, a najbardziej problematyczną częścią jest czoło i nos. Przyznam, że byłam bardzo ciekawa, jak krem sprawdzi się u mnie szczególnie w tym okresie, w którym moja cera dostaje szału. Nie wiem czym to jest spowodowane. Czy ma na to wpływ nadchodzące lato? Ciężko mi się określić. Niestety, codziennie budzę się z nowym pryszczem, krostą, albo jakąś dziwną 'kaszką'. Staram się już niczym nie smarować bo nie wiem, czy jakiś produkt nie wywołał u mnie reakcji alergicznej. Na chwilę obecną stosuję tylko olej z pestek śliwek i nie planuję w najbliższej przyszłości testować żadnych nowych kremów, chyba, że trafię na coś, co naprawdę mi pomoże.


W papierowym opakowaniu znajdziemy tubkę, o pojemności 40 ml. Jak dla mnie jest to standardowe opakowanie dla tego typu produktów. Tubka jest zakręcana, posiada minimalny otwór, przez który wydobywa się produkt. Jeżeli jesteście fanatykami nadmiaru informacji, to nie wyrzucajcie kartonika. To na nim jest wszystko zawarte o produkcie. Na tubce znajdują się tylko podstawy jak pojemność, numer odcienia, nazwa produktu, producenta i kilka informacji o kremie. Lubię podkłady/kremy w takiej tubce, bo kiedy dobijamy dna, możemy ją sobie przeciąć i wyciągnąć produkt do końca. Nic się nie zmarnuje:).


Tubka jak to tubka. Miękka, stoi na głowie, więc produkt ciągle spływa nam w dół. Chociaż słowo 'spływa' jest tu sporo na wyrost. Najbardziej co mi przeszkadza w tym produkcie jest konsystencja. Ja to nazywam konsystencją 'powietrzną'. Po prostu czuję podczas wyciskania czy aplikacji, jakby w kremie znajdowało se powietrze, przez co produkt jest może i lekki, ale ciężko się go rozprowadza. Nie wiem, czy każdy produkt matujący tak ma, ale jak kiedyś testowałam podkład matujący, to konsystencja była właśnie bardzo podobna. Zapach, to niesamowity plus tego produktu. Jak dla mnie, krem pachnie jak jakiś luksusowy kosmetyk. Mało tego, zapach utrzymuje się na twarzy i naprawdę, nie sposób go nie lubić!


Powiem Wam szczerze, że nazwa 'beżowy' troszkę mnie przeraziła. Bałam się, że będzie on wpadał w pomarańczę, albo zacznie mi ciemnieć jak wspomniany wyżej Rimmel. Na szczęście nic takiego się nie dzieje! Krem idealnie wpasowuje się w moją cerę i nie ciemnieje po aplikacji. Nakładam jedną warstwę i krycie jest wystarczające. Nie oszukujmy się, nie zakrywa mi blizn, ale co najważniejsze dla mnie, wyrównuje koloryt cery. Na blizny aplikuję w małej ilości korektor i po problemie. Dzięki temu mogę spokojnie wyjść do sklepu bez nakładania podkładu, od którego w wolne dni staram się odpocząć.



Jego jedyną wadą jest to, że naprawdę może być mało wydajny, jeżeli będziemy go nakładać często. Jego konsystencja jest dość problematyczna, przez co muszę nakładać zdecydowanie więcej kremu żeby pokryć całą twarz. Oprócz tego nie zauważyłam innych wad. Mam mieszaną cerę, ale nie świecącą się, a mimo tego produkt mnie nie wysuszył, nie uczulił, ani nie podrażnił. Skład musicie ocenić sami, bo niestety na tym się nie znam.


Krem w Rossmannie kosztuje 19,99zł, więc od jutra możecie go mieć nawet za około 10 zł!
Uwierzcie mi, ze za 10 zł spokojnie można go wypróbować!

Lubicie kremy BB?
Jakich używacie? :)

Zapraszam na kanał jeżeli chcecie poznać moje ulubione vlogerki:)



31 komentarzy:

  1. U mnie niestety też w drogeriach każdy dotyka wszystkich produktów i potrafią otworzyć nowy nawet, gdy obok jest tester. Strasznie to wkurza, bo jak jest jakiś niezaklejony fabrycznie kosmetyk (bo nie wszystkie firmy zabezpieczają swoje produkty), to nie mamy pewności, czy kupujemy nowy. Jutro popołudniu idę do Rossmanna i mam nadzieję, że jeszcze coś dla mnie tam będzie.
    Tego kremu BB nie miałam. Do takich drogeryjnych się zraziłam, gdy kupiłam kiedyś taki z Miss porty (był okropny i niestety, ale po dwóch użyciach musiałam się z nim pożegnać). Sama planuję kupić azjatycki krem BB, bo ponoć są świetne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, jak mnie takie ludzie wkurzają co palce wciskają we wszystko:D Racja, jak jest folia, to jeszcze spoko, ale jak nie ma to kaplica.. Ja z azjatyckich BB jeszcze nic nie miałam:)

      Usuń
  2. Ja lubię oglądać Ciebie ;) co do kremu BB lirene to jakoś mnie nie kusi.

    OdpowiedzUsuń
  3. niestety ten produkt byłby dla mnie za ciemny i jak znam życie to nie miałby żadnego odpowiednika kolorystycznego dla takiej bladej cery jak moja, już się do tego przyzwyczaiłam ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spójrz na Lirene zimę i BellHypoallergenic krem BB i CC - bodajże 01 - są jasne, dobre dla bladziochów

      Usuń
    2. Właśnie nie ma jaśniejszego odcienia :( Jak sprawdziłam jest 02, ale to ciemniejszy...

      Usuń
  4. Wygląda ciekawie tylko trochę martwi mnie kolor - wydaje się dość ciemny jak dla mnie, bladziocha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co ja mam baaaardzo jasną karnację i ładnie się wtopił :)

      Usuń
  5. kurde, ja mam braki w portfelu i co teraz?!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie mialam stycznosci z tym produktem, ale jezeli oko mnie nie myli to troche ciemnieje.. czyli juz jak dla mnie odpada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co na twarzy na szczęście nie :) Może kwestia światła? Albo złego roztarcia :)

      Usuń
  7. Z Lirene to lubię tylko ten z serii My Color Code (zimę) ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. dość ciekawy :) Muszę się bliżej mu przyjrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nawet ciekawy choć najbardziej lubię azjatyckie bebiki :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mnie znowu nie podrasował ten produkt:(

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli BB to póki co tylko Garnier. Jest przeze mnie sprawdzony i dogadujemy się ;)
    Zapraszam na nowy post i zachecam do obserwacji :)

    OdpowiedzUsuń
  12. U mnie całkiem dobrze się sprawdził taki delikatny : ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie recenzowałeś go czasem? Tak mi się skojarzył z Tobą jak go dostałam :D

      Usuń
  13. bardzo ciekawy, jeszcze nic nie miałam z Lirene z kolorówki, ale szkoda, że wydajność może być kiepska. choć pewnie w przyszłości wypróbuje :)

    zaczarowana-oczarowana.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z lirene chyba też nie miałam wcześniej nic z kolorówki:)

      Usuń
  14. Ja używałam tego ciemniejszego koloru (dla mnie kolorystycznie ok). Na początku byłam zadowolona bo taki leciutki i w ogóle, ale ostatecznie nie polubilam na tyle żeby sięgać po niego codziennie;) pewnie dlatego, że ja ogolnie nie lubię podkładów i tym podobnych (stawiam bardziej na pudry). Moją siostrę z kolei zapchał...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz;)
Chętnie odwiedzę Twój blog:)
Nie toleruję jednak spamu i określenie"obserwujemy?" powoduje u mnie nerwicę;)

Jeżeli mój blog Ci się podoba-zaobserwuj
Jeżeli Twój spodoba się mi-odwdzięczę się tym samym:)

Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger