Zagraniczny odpowiednik polskiego jedwabiu?
Witajcie w piąteczek!
Przede mną ostatni wolny weekend w tym roku! Niestety, caaaały grudzień siedzę na uczelni łącznie z 17.12!! Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to jest z leksza chore... Nie mogę się doczekać czerwca!
W dzisiejszym wpisie chciałabym Wam opowiedzieć o produkcie, który trafił do mnie w pierwszej paczce od firmy Faberlic. Mowa tu o dziwnym kosmetyku, który na początku był dla mnie zagadką i nie wiedziałam dość długo, jak go ugryźć :). Na szczęście mój kulejący rosyjski i wrodzony inteligencja pomogła ogarnąć temat i po raz pierwszy zaaplikowałam go na początku tego miesiąca. Jeżeli jesteś ciekawa/y jak działa i jakie efekty można z nim osiągnąć, zapraszam do lektury!
Uwaga, będzie historyjka pt. 'młode lata Pauliny' :). Nie wiem ile z Was pamięta, ale za czasów, kiedy ja jeszcze chodziłam do gimnazjum baaaaardzo popularny wśród dziewczyn był jedwab do włosów. Co najlepsze, te kilkanaście lat temu, on wcale nie był dostępny tak jak teraz w każdej drogerii. Najczęściej mogliście go kupić tylko i wyłącznie w salonach fryzjerskich. Cena jak na tamte czasy, dla nastolatki była dość duża. Niestety nie powiem Wam, ile on kosztował, ale pamiętam, że bardzo go oszczędzałam i nie chciałam, żeby szybko mi się skończył. 'Dilerem' tego produktu była moja znajoma, która wtedy dojeżdżała już do szkoły średniej i salony fryzjerskie miała pod ręką. Potem ten produkt stał się ogólnodostępny, więc z przekory coraz rzadziej zaczęłam po niego sięgać. Oczywiście, zdarzało mi się go kupować szczególnie wtedy, kiedy moje końcówki krzyczały: 'Obetnij mnie Paulina!'. Myślałam, że jedwab sklei mi włosy i sprawa załatwiona. Rzecz jasna dalej nie wyrobiłam w sobie nawyku regularnego podcinania końców, ale teraz przynajmniej nie zlepiam ich jedwabiem :D.
Kiedy dostałam produkt od firmy, szczerze mówiąc nie wiedziałam co to jest. Jakieś płynne kryształki, o co w ogóle chodzi.. Nie wiedziałam. Postanowiłam jednak ambitnie sięgnąć do czeluści mojego mózgu, a potem do kartki, którą dostałam i na której było wszystko napisane w języku polskim. Taa.. typowa blondynka :). Osobiście boję sie teraz używać takich produktów. Obawiam się obciążenia włosów i przetłuszczania. Niestety, mam z tym teraz problem ostatnimi czasy. Postanowiłam na początku miesiąca wyprostować włosy i spróbować, jak moje końce i ogólnie całe włosy zareagują na ten produkt. Reakcja była zdumiewająca.
Opakowanie, mimo 30 ml. wydaje mi się malutkie. Jak widzicie na zdjęciu, produkt aplikujemy za pomocą pompki. Moja ukochana forma aplikacji! Na opakowaniu znajdziecie pierdyliard informacji po rosyjsku. Szata graficzna prosta, opakowanie przezroczyste pozwala na kontrolowanie zużycia. Na początku myślałam, że opakowanie jest szklane,ale to jednak plastik. Solidny, ale plastik. Produkt jest mega tłusty w dotyku i dość lejący. Nie wyczułam jakiegoś specjalnie mocnego zapachu. Przypomina mi troszkę kosmetyki z salonów fryzjerskich. Zaaplikowałam go na wyprostowane końcówki i potem po długości oczywiście Broń Boże nie nakładając na wierzch głowy, bo od razu skończyło by się to myciem. Efekt? Jak dla mnie serum 'zlepiło' poniszczone końce. Sprawiło, że wyglądają one zdrowiej ( co nie zmienia faktu, że najwyższa pora je obciąć:)). Stosowałam go już kilka razy i nie zauważyłam wzmożonego przetłuszczania, czy innych skutków ubocznych. Polecam Wam ten produkt, jeżeli lubicie efekt lejących i gładkich włosów. Poniżej przedstawiam Wam efekt po aplikacji.
Lubicie takie produkty?
Która z Was kiedyś też używała jedwabiu :)?
Mam go, ale właśnie ze względu na tą tłustą konsystencję niezbyt go lubię. Jak dla mnie jestem na nie.
OdpowiedzUsuńA obciążał bardzo?
UsuńBosz to jest istna magia. Jak miałam dłuższe włosy używałam jedwabiu Biosilk teraz mam krótkie i o nim zapomniałam. A ten wydaje się boski
OdpowiedzUsuńO, to widzę, że też pamiętasz czasy Biosilka <3
UsuńTo mamy podobne zdanie :)
OdpowiedzUsuń