Utrwalać, czy nie utrwalać? Oto jest pytanie...

Cześć!
Upały nas już opuściły, ale czy wraz z nimi nasza opalenizna musi odejść? Nie po to smażyłyśmy się na słońcu, przy ponad 35'C, żeby teraz wszystko zniknęło jak sen złoty. Nie wiem jak Wy, ale ja mam straszny problem z opaleniem się. Mam typowo słowiańską urodę, więc albo nie opalam się wcale, albo opalam się na czerwono. Nie wiem co jest lepsze. Może jednak to świecenie bladością niż wyglądanie jak Wielki znak STOP. O równomierną, ładną i co najważniejsze długotrwałą opaleniznę walczę każdego lata. Wychodziło mi to różnie. Zazwyczaj kończyło się to skutkiem opłakanym w postaci czerwonych plam, albo motywu pod tytułem 'jestę wężę'. W tym roku postanowiłam, że moja opalenizna utrzyma się dłużej, że nie pożegnam się z nią po tygodniu. Wyposażona w cash i nastawiona bojowo udałam się do Rossmana gdzie kupiłam kilka produktów, które miały mi pomóc w osiągnięciu wymarzonej opalenizny. Właśnie jeden z nich przedstawię Wam w tej notce.

Zapraszam na post o Rozświetlającym balsamie utrwalającym opaleniznę z firmy Soraya.


Zacznę może od tego, że średnio przepadam za firmą Soraya. Kiedyś miałam od nich również jakieś produkty do opalania i przyznam, że sprawdziły się dość słabo żeby nie powiedzieć nijak. Z kolei kocham ich toniki. Dlaczego zdecydowałam się na zakup tego produktu mając takie doświadczenie z ich produktami do opalania? Z prostej przyczyny bo był tani i ładnie wyeksponowany:). Wiem, że jako osoba studiująca na kierunku zarządzanie nie powinnam się sugerować 'ładnym' wyeksponowaniem produktu, bo marketing to coś co ciągle przewija się przez te studia, no ale nie potrafiłam inaczej. Ładnie ułożyli, pokazali, obniżyli cenę no to się rzuciłam :) Typowa baba. 
W sumie kolejnym powodem dla którego go kupiłam był fakt, że i tak nie wierzyłam, że mi coś da. Naprawdę w ciągu mojej przygody z opalaniem, a będzie już jakieś 6-8 lat smarowałam się chyba wszystkim. Nawet olejem jadalnym. No mówię Wam-desperatka.


Oczywiście solarium też w swojej karierze 'białego murzyna' musiałam zaliczyć. Nie było to dla mnie U mnie w okolicy jest jedno, nie chce mi się dymać 20 km dalej żeby się opalić. Kiedyś jak korzystałam z tego w mojej okolicy to mieli takie słabe lampy, że mogłeś stać 12 min. i efekt był żaden. Kierowana wspomnieniami poszłam ostatnio na 10 min. przed weselem licząc na to, że lamp nie wymienili. Skutek-spalone piersi i pupa jak nie wiem co. No cóż... przynajmniej ugrilowałam najlepsze kawałki mięska jakie posiadam :D. Oczywiście nie mogło się obyć bez czerwonych plam. Wspomnę, że na solarkę szłam już z leksza opalona. Cóż zrobić? Postanowiłam zacząć regularnie aplikować ten balsam. Przed każdą kolejną wizytą, ale na słońcu, na solarium raczej się nie wybieram przez jakiś czas. 




OPAKOWANIE

Produkt znajduje się w wygodnej tubce, z które bez problemu wygrzebiemy najdrobniejsze resztki balsamu. Na opakowaniu znajdują się informację o nazwie produktu, nazwie firmy, i reszta informacji od producenta oraz skład. Szata graficzna prosta, nie przesadzona. Brązowy kolor zapewne ma nam się kojarzyć z opalenizną, którą osiągniemy stosując ten produkt. Prosty chwyt, a można się nabrać. Oczywiście nie mogło też zabraknąć słoneczka rodem z 'polsatowskich' reklam. Zamknięcie na 'klik' umożliwia nam otwarcie tubki nawet mając mokre dłonie.


KOLOR/KONSYSTENCJA/ZAPACH

Kolor, to pierwsza rzecz, która zaskoczyła mnie w tym produkcie. Jest taki jakby...orzechowy:D. Nie umiem Wam tego określić,a  gapa ja zapomniała zrobić zdjęcia. Widzimy w nim zanurzone również drobinki, które rozświetlają naszą opaloną skórę. Konsystencja jest dość lejąca, ale nie ucieka na szczęście przez palce. Jest tak skonstruowana, że idealnie rozsmarowuje się ją na naszym ciele. Produkt szybko się wchłania.  Zapach wyjątkowo przypadł mi do gustu. Jest taki słodki, wakacyjny, przywołuje w mojej pamięci same miłe chwile, dzieciństwo...


MOJA OPINIA

Tak jak wspomniałam wyżej, nie wierzę w takie produkty jednak w akcie desperacji postanowiłam go zakupić. Czy żałuję?Nie. Produkt pięknie pachnie, dobrze nawilża, jest wydajny, nie uczula, nie podrażnia, nie zapycha. Pozwala utrzymać piękną opaleniznę na dłużej,a  drobinki wydobywają z naszej skóry ten blask. Musicie uważać tylko na jedno. Nie aplikujcie za dużo balsamu 'na raz' bo będziecie się świecić jak choinka :) Przy nadmiarze balsamu drobinki zamieniają się brokat, który zamiast elegancko zaczyna wyglądać tandetnie,a  to nie jest fajnie:)


  

CENA: ok. 15zł
OCENA:5 


A Wy czego używacie podczas/przed/po opalaniu?:) 

30 komentarzy:

  1. oj nie przepadam za produktami z drobinkami :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja taki bladzioszek nadal, ech!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeszcze się może zdążysz opalić, upały mają wrócić;)

      Usuń
  3. Ja też za drobinkami nie przepadam, balsam miałam i wielki plus za zapach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No własnie mam gagatka i zdarzało się mi świecić jak choinka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twoje przygody z opalaniem przypominają mi moje - ten sam typ skóry. Ostatnio spaliłam sobie kawał pleców zrywając porzeczki w koszulce bokserce - efekt: czerwone niby - skrzydła..... Smarowałam nawilżającymi balsamami, specyfikami po opalaniu i kiedy już przestało boleć, a przeszło w swędziawkę, okazało się, że skrzydła zrobiły się brązowe - nie jest źle. Z mojego doświadczenia - opalanie tylko ze specyfikami przyspieszającymi opalanie i z filtrem, potem preparaty po opalaniu. A, i balsamy brązujące, żeby utrwalać opaleniznę i nie wyglądać jak śmierć na chorągwi....
    My, Słowianki.... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To masz skrzydła prawie takie jak Doda tatuaż :D No właśnie, ja taką samą pielęgnację stosuję i uwierz mi- działa :)
      ' My słowianki wiemy jak użyć mowy opalonego ciała' :D

      Usuń
  6. a mi sie nigd y nie chce tym smarować :D w sensie tego typu produktami ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. też go mam :P ale leży i leży zawsze zapomnę się nim posmarować po opalaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, to może go sobie gdzieś daj tak żeby był widoczny:)

      Usuń
  8. Ja to nie używam tego typu produktów :P

    OdpowiedzUsuń
  9. ja nie używam takich produktów. Ja podczas/przed/po/ używam tylko naturalnego masła kakaowego :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam ten balsam i całkiem go polubiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. heh ;) nie wiem co konkretnie masz na myśli? Te fotki po prostu są w innym klimacie (takim moim), różniące sie od tych które tutaj na blogu oglądacie zwykle. Robione telefonem, a nie lustrzanką-to też może mieć znaczenie, a no i rzadko na tych zdj. powyżej można zobaczyć moją twarz, bo ciągle wiało :D. Te są takie naturalne no i w stylu jaki preferuję na instagramie, nie lubię czegoś powielać żeby i na blogu i tam były podobne zdjecia ;)No i do tego lustrzanka zwykle dodaje objętości heh:).

    OdpowiedzUsuń
  12. Pogodziłam się z tym, że ja się nie opalam tylko jestem zawsze czerwona, a to zresztą też szybko znika także siedzę sobie w domku i się nie stresuję niemożnością opalania :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja nie przepadam za tego typu produktami...

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja jakoś nie przepadam za balsami, wolę olejki :) W utrwalaniu opalenizny znalazłam już swój ideał, o dziwo produkt z Avonu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jaki olejek możesz mi polecić ?:) No ja ciągle powtarzam, że avon ma hity i kity :)

      Usuń
    2. Z avonu - olejek w sprayu wzacniający i przyśpieszający opaleniznę :-)
      Albo bardziej naturalne olejki np. arganowy :-)

      Usuń
    3. O widzisz, dobrze wiedzieć :) Na pewno spróbuję jak w sierpniu nas słoneczko nawiedzi;)

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz;)
Chętnie odwiedzę Twój blog:)
Nie toleruję jednak spamu i określenie"obserwujemy?" powoduje u mnie nerwicę;)

Jeżeli mój blog Ci się podoba-zaobserwuj
Jeżeli Twój spodoba się mi-odwdzięczę się tym samym:)

Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger