Opalanie bez słońca, da sie?:)
Czeeeeść!
Witam wtorkowo :) Wczoraj miałam taki
zakręcony dzień, że nie udało mi się do Was wpaść. Jeszcze
przed południem byłam na zakupach i z powodu tego upału wróciłam
tak padnięta, że nie chciało mi się oddychać. W tym tygodniu
podobno w całej Polsce miały być upały, a u mnie właśnie przed
chwilą zaczęło mocno padać...Uroki życia na Podbeskidziu :).
Jak już siedzimy w temacie upałów,
słońca i lata, to warto wspomnieć o opaleniźnie, która dość
często ostatnio przewija się na moim blogu. Dlaczego? No pewnie
dlatego, że w tym roku mam świra na tym punkcie. Chyba nigdy mi nie
zależało na opalonym ciele tak jak teraz. Oczywiście nie jestem
zwolenniczką leżenia plackiem na upałach +30'C, bo to po prostu
nie zdrowe. Jeżeli można się opalić w domowym zaciszu bez
konieczności leżenia w tym słońcu, to czemu nie?:)
Zapraszam na notkę o Balsamie
Samoopalającym z firmy Pat & Rub.
Ostatnio chwaliłam się
Wam, że udało mi się nawiązać współpracę z tą firmą. Byłam
bardzo zadowolona, bo o kosmetykach Pat & Rub słyszałam dużo
wcześniej przed założeniem bloga. W sumie jak teraz patrzę tak na
moje zamówienie, to zamawiałam produkty właśnie idealne na tą
porę roku. Dziś chcę
opowiedzieć o produkcie, który 'opali' Twoje ciało bez
konieczności wychodzenia na słońce, czy na solarium. Jeżeli
jesteście ciekawi jak się u mnie sprawdził i czy go polecam,
zapraszam na dalszą część posta.
Wybierając się na wesele
wiedziałam jedno- nie mogę iść tak blada jak jestem. Z notatkami
w ręku (bo to czerwiec był, więc i sesja) leżałam na słońcu
dziennie jakieś 15-20 min. Po jakimś czasie skóra nabrała
zdrowego koloru. Oczywiście byłam bardzo zadowolona, że w końcu
udało mi się chociaż troszkę zmienić naturalny odcień skóry.
Nie był to efekt 'wow'. Nie był to nawet efekt 'szok'. Był to po
prostu efekt 'ok'. Poszłam na solarium żeby się 'dobić'. Chodziłam
tam wcześniej jako nastolatka i wiedziałam, że po wizycie nie
będę wyglądać jak 'czekoladka'. Stwierdziłam, że nie ma sensu
wchodzić na 7 min. tak jak zawsze, bo mi to nic nie da. Postanowiłam
wejść na 10min. Na moje nieszczęście okazało się, że niedawno
wymienili lampy na dużo mocniejsze i spiekłam się tak strasznie,
że nie mogłam w nocy spać. Oczywiście używałam tych balsamów
łagodząco-kojących, ale to nie o to chodziło. Problemem był
fakt, że byłam cała czerwona co przy moich jasnych włosach
wyglądało komicznie. Jedynym ratunkiem było użycie jakiegoś
produktu, który wyrówna mój koloryt i nada mojej cerze ładny,
brązowy kolor. Wtedy na ratunek przyszedł mi balsam samoopalający.
OPAKOWANIE
Balsam umieszczony jest w
dość dużej (200 ml.) Pomarańczowo-brązowym opakowaniu. Znajdują
się na nim podstawowe informacje o nazwie firmy, produktu,
informacji o produkcie, pojemności i składzie. Szata graficzna jest
prosta, nie przesadzona. Kolory, które zostały wybrane kojarzą mi
się z latem. Produkt posiada pompkę, która się nie zacina. Dzięki
niej dozujemy taką ilość produktu, jaka nam jest potrzebna.
(ps. Czy widzicie na tym
zdjęciu wyżej jakiś inny produkt?:D. Robiłam wtedy sesję kosmetyczną
kilku produktów i jeden z nich zaplątał mi się tu na zdjęciu:D)
ZAPACH/KONSYSTENCJA/KOLOR.
W swoim życiu używałam
dużo tego typu produktów i zauważyłam jedno. Wszystkie z nich
mają piękny zapach. W tym wypadku było podobnie. Zapach jest
bardzo słodki, kobiecy, jak najbardziej 'mój'. Utrzymuje się
również na ciele co moim zdaniem jest zaletą, a nie wadą. Pewnie
gdyby zapach mi się nie podobała nie uznałabym tego za atut, na
szczęście jest inaczej;).
Konsystencja jest typowa
dla balsamów. Niezbyt gęsta, ale też nie rzadka. Produkt nie
przecieka przez palce. Można go idealnie rozprowadzić na ciele.
Kolor mnie zdziwił na początku. Skojarzył mi się z koglem-moglem,
a to moje wspomnienie z dzieciństwa :D. Nie wiem, spodziewałam się
białej barwy, brązowej, a tu zobaczyłam żółty kolor:). Fajne
się tak czasem zdziwić ;).
DZIAŁANIE
Tak jak wspomniałam wyżej, używałam już duuuużo produktów tego typu. Zawsze kończyło się jednym i tym samym. Zostawały placki, żółta skóra i ogólnie nie fajnie to wyglądało. Bałam się, że w tym wypadku będzie tak samo. Produkt zaczęłam stosować jakieś 2 tyg. przed weselem. Używałam go przeważnie 1x raz dziennie po kąpieli. Smarowałam nim nogi, bo ich nie mogę opalić prawie nigdy. Na początku nie widziałam efektu, ale po 4 razie skóra zaczęła dobrze wyglądać. Zaczerwienienie zniknęło i pojawił się brązowy kolor. Im dłużej go stosowałam, tym ciało lepiej wyglądało. Najfajniejsze w tym produkcie jest to, że możesz sobie stopniować kolor. Wszystko zależy od tego, jaką opaleniznę chcesz uzyskać. Produkt nie uczula, ani nie podrażnia, wchłania się ekspresowo. Dodatkowo zauważyłam nawilżenie skóry, które jest dla mnie bardzo ważne. Jak dla mnie jest bez wad:).
INFORMACJE OD PRODUCENTA*
Linia SUN FUN to odrobina lata każdego dnia.
Jednym z kosmetyków wchodzących w skład serii jest Balsam Samoopalający,
który opala i jednocześnie pielęgnuje skórę. Balsam zawiera wyłącznie
naturalne składniki pochodzenia roślinnego, dlatego jest to zupełnie
"inny balsam samoopalający".
Kosmetyk daje równomierną piękną opaleniznę już po dwóch, trzech
użyciach. Znakomicie rozprowadza się na skórze, świetnie się wchłania,
nie pozostawia smug.
W celu podtrzymania opalenizny należy używać balsamu co dwa dni. Po
zastosowaniu samoopalacza zaczekaj kilka minut zanim się ubierzesz.
Oprócz roślinnych substancji samoopalających (roślinne DHA, olej
marchwiowy, ekstrakt z łupin orzecha włoskiego), samoopalacz zawiera
roślinne składniki silnie nawilżające, odżywiające skórę oraz łagodzące
podrażnienia.
SKŁAD*
Aqua, Glycerin, Decyl Cocoate, Caprylic/Capric Triglyceride, Hamamelis Virginiana Flower Water, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed Oil, Dihydroxyacetone, Betaine, Cetearyl Alcohol, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Glyceryl Stearate SE, Ricinus Communis Seed Oil, Erythrulose, Cetearyl Glucoside, Parfum, Daucus Carota Sative (Carrot) Oil, Juglans Regia (Walnut) Shell Extract, Helichrysum Stoechas Extract, Squalene, Chamomilla Recutita (Matricaria) Flower Extract, Hydrogenated Castor Oil, Dehydroacetic Acid, Beta-Sitosterol, Copernica Cerifera (Carnauba) Wax, Benzyl Alcohol, Stearic Acid, Allantoin, Xanthan Gum, Sodium Phytate, Tocopherol (mixed), Beta Carotene
SPOSÓB UŻYCIA*
Balsam
rozprowadź na oczyszczonej skórze ciała, mniej intensywnie wcieraj
preparat w skórę kolan i łokci. Po użyciu balsamu umyj ręce. Zaczekaj z
nałożeniem ubrania do całkowitego wchłonięcia się preparatu. Efekt
pełnej opalenizny widoczny jest po ok. 4 godzinach. W celu podtrzymania
opalenizny stosuj balsam samoopalający co 2-3 dni. Dla uzyskania
lepszego efektu kolorystycznego warto wykonać piling ciała 1-2 dni
wcześniej.
*Wszystkie informacje pochodzą ze strony producenta(klik)
Produkt można zamówić tu.
Moja ocena: 5
Jeżeli chcesz poznać moją opinię nt. sklepu, realizacji zamówień i mgiełce o do twarzy zapraszam do tej notki.
Produkt dostałam w ramach współpracy z firmą.
Fakt ten nie wpłynął na moją opinię.
Nigdy nie miałam samoopalacza!:)
OdpowiedzUsuńWarto się przekonać czasem :)
UsuńBardzo ciekawy produkt. Nie lubię raczej samoopalających cudeniek, ale czasami trzeba :)
OdpowiedzUsuńOj tak, czasem wyjścia nie ma:D
Usuńbaaardzo ciekawy produkt :) nie miałam jeszcze nic z tej firmy
OdpowiedzUsuńWarto spróbować :)
UsuńWspółczuję poparzenia na solarium :( A tego typu produktów nie używam, niestety nigdy nie uświadczyłam jakiegokolwiek śladu opalenizny po nich, więc trochę się zraziłam :D
OdpowiedzUsuńSama sobie współczułam :D dzięki :D Nie działają u Ciebie? Cięzko w sumie trafić na ideał...
UsuńPierwszy raz widzę taki produkt. :)
OdpowiedzUsuńNo nie mów :)?
Usuńja znowu nie potrafię się przekonać do takich produktów
OdpowiedzUsuńA to czemu?:)
UsuńKurcze, mało kiedy jestem tak zainteresowana produktami tego rodzaju jak teraz :-)
OdpowiedzUsuńNo to masz tak jak ja :D
Usuńhaha ja ostatnio przesadziłam też z solarium o jakieś 3 minuty. Zawsze chodzę na 7, a tym razem chciałam poszaleć :P ale za to opalenizna jaka.... Dobrze było pocierpieć przez te dwa dni :)
OdpowiedzUsuńNo to ty masz chociaż opaleniznę, a ja miałam spalony zad :D
UsuńOpalenizna z tubki to coś, co lubię :D
OdpowiedzUsuńWygrałam ostatnio ten produkt w rozdaniu :)
OdpowiedzUsuńI jak się sprawdza?:)
UsuńNie używam samoopalacza ;/
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
Może warto;) Byłam :)
Usuńpodoba mi sie:)
OdpowiedzUsuńZawsze chciałam przetestować samoopalacz z Put & Rub, dla mnie najlepszą zachętą jest skóra Kingi Rusin której przecież to są kosmetyki i ona zawsze się chwali że taki ładny brązik ma właśnie dzięki nim. Fajnie, że Tobie też tak pomógł i że jednak udało się uratować czerwoną skórę :)
OdpowiedzUsuńPs. Nie wiem jak dzisiaj u Ciebie, ale u mnie taka żarówa, że nawet ja w końcu powiedziała, że to już przesada :D
No Kinga ładnie je reklamuje:) a czytałaś Pudelka? Ładne tam jaja o niej piszą :)
UsuńBrzmi całkiem spoko (swatch na liściu wymiata :D). Mój typ urody to, jak mówi przyjaciółka, węgiel, więc mi wystarczy 20 minut dziennie przez 3 dni i mogę występować na weselach jako Whitney Houston :D Więc takich kosmetyków używam tylko zimą albo wcale (zimą też reprezentuję południową Kubę). Ale fajnie, że uratował sytuację, nie musiałaś iść na buraka ;)
OdpowiedzUsuńW lubelskim też rzucało żabami, także spoko :D
Haha:D swatch rządzi wie :D Węgiel? wow zazdroszczę Ci :D
UsuńZa samooplaczami nie przepadam i prawie nie stosuję, jakieś balsamy np: z drobinkami mieniącymi się owszem:)
OdpowiedzUsuńA jakie polecasz?:)
Usuń