Dlaczego o niektórych rzeczach dowiadujemy się za późno?

Witajcie!
Jak Wam mija dzień? Czwartek, to taki prawie weekend prawda? U mnie dziś wszystko dobrze się układało, co strasznie mnie cieszy. Mam nadzieję, że ważne sprawy zawodowe wypalą i zrealizuje jedno z większych wydarzeń w mojej 'karierze'.
Dziś przychodzę do Was z bardzo trudnym postem, gdzie szczerze mówiąc nie wiem za bardzo jak się za niego zabrać. Dlaczego? Bo okropnie jestem emocjonalna jeżeli chodzi o krzywdę zwierząt i troszkę się obawiam, że moja opinia wyrażona w tym poście będzie pokierowana emocjami które we mnie siedzą. Chociaż, czy na testowanie kosmetyków na zwierzętach można spojrzeć chłodnym okiem? Czy można przejść obok tego obojętnie? Ja nie potrafię. Wam zostawię możliwość wyrażenia subiektywnej opinii na ten temat. Tymczasem zapraszam na post o zjawisku powszechnym i przeze mnie ABSOLUTNIE nieakceptowalnym.


Wstyd się przyznać, bo jako kobieta, a w szczególności blogerka, temat testowania kosmetyków na zwierzętach nie powinien mi być obcy. Oczywiście jeśli chodzi o teorię oraz praktykę. Wiadomo, raz od czasu coś mi się gdzieś obiło, że firmy testują, nie testują, wchodzą w testy, rezygnują z tego, ale nie zgłębiałam się w temat. Może to okropne co teraz napiszę, ale po prostu mnie to nie interesowało. Nie zwracałam nigdy uwagi na to, czy na opakowaniu jest adnotacja o testach. Myślicie, że jestem znieczulicą i nie zależy mi na zwierzętach? Mylicie się i to bardzo. Należę do osób, które naprawdę kochają zwierzęta ( z wyjątkiem pająków, ponieważ się ich boję) i nie chcą im zrobić żadnej krzywdy. Moja obojętność na wykorzystywanie zwierząt przy tworzeniu kosmetyków wynikała tylko i wyłącznie z faktów, że do wczoraj nie wiedziałam jak naprawdę się to odbywa. Nie wiem jak mogłam być tak nie do edukowana żeby myśleć, że tak naprawdę tym zwierzętom się nie dzieje krzywda. Żyć w przekonaniu, że skoro mi nie zaszkodził balsam/krem/podkład, to czemu ma zaszkodzić jakiejś małpie, która ma skórę mniej wrażliwą ode mnie? Teraz jak o tym myślę to jestem na siebie naprawdę zła, że nie zagłębiłam się wcześniej w temat. Pewnie zastanawiacie się, co tak naprawdę otworzyło mi oczy i dlaczego teraz o tym mówię.


Wczoraj po powrocie z pracy zalogowałam się na Facebooka i weszłam na jedną z moich ulubionych grup makijażowych. Oczywiście najpierw przeglądnęłam dział sprzedaży, może akurat znowu coś mnie zainteresuję i kupię kolejny kosmetyk, który z dużym prawdopodobieństwem został przetestowany na jakimś zwierzęciu. Potem przeszłam do sekcji makijaży, gdzie mogłam ocenić, docenić prace koleżanek. Na sam koniec, między postami o idealnym blendowaniu, a kolejną pomadką na sprzedaż znalazłam filmik, po którym miałam ochotę strzelić sobie w pysk. Serio. Przysięgam Wam, że naprawdę oglądając go czułam się podle. Mowa oczywiście o filmie, na którym możemy za kratami klatki zobaczyć przestraszoną małpkę. Małpkę, na której prawdopodobnie odbył się szereg testów. Po co? Po to, żebym ja znowu mogła kupić sobie jakiś badziew, który najprawdopodobniej zużyje mi się i o nim zapomnę, albo przeterminuje się w szafie, z powodu nadmiaru podobnych pierdół. Oglądałam ten kilkudziesięciu sekundowy filmik, patrzyłam w oczy tego bezbronnego zwierzęcia i uwierzcie, że pożałowałam każdego głupio kupionego kosmetyku, który został przetestowany na biednej istocie. Chciałam Wam pokazać ten materiał, żebyście mogły zobaczyć i ocenić, czy kolejny kosmetyk jest wart takiego cierpienia, ale chyba został usunięty z grupy. 
Nie znajdziecie u mnie w tym poście żadnych technicznych, medycznych, ani statystycznych danych. Dlaczego? Bo jak weszłam na stronę żeby poczytać o tym jak się to odbywa to się rozpłakałam i nie dałam rady nawet poczytać o tym. Zainteresowanych odsyłam właśnie do tej notki, gdzie autorka opisała jak wyglądają takie testy [klik].
Dziewczyny, nie piszę tu tego po to, żeby udawać jaka ja to jestem humanitarna, nie chcę robić ze siebie drugiej Joanny Krupy, która walczy o prawa zwierząt. Chciałabym Was tylko prosić o jedno. O rozsądne dokonywanie zakupów i wspieranie firm, które nie przeprowadzają testów na zwierzętach. Wbrew pozorom tych firm jest sporo. Obiecuję Wam, że od wczoraj będę sprawdzać każdy kosmetyk pod tym kątem. Pożegnam się z moimi ulubionymi tuszami z L'oreal, ale ani trochę nie żałuję! Wiem, że nie uratuję świata, ale będę miała chociaż świadomość tego, że moja ręka nie przyłożyła się do cierpienia zwierząt. Że chcąc zaspokoić swoje głupie kosmetyczne marzenia nie krzywdzę bezbronnej istoty.




Może mój post był chaotyczny, z góry przepraszam, ale mówiąc o tym, od razu szarpią mną emocje i nie umiem na spokojnie podejść do tematu. Poniżej wkleję listę firm, które nie testują na zwierzętach. Mówię od razu, że nie udało mi się OSOBIŚCIE tego sprawdzić. Informacje pochodzą z internetu. Jeżeli Wy macie jakieś aktualne dane, proszę, piszcie w komentarzach.


A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Czy ja podchodzę do tego zbyt emocjonalnie? 
Zwracacie uwagę na to?

10 komentarzy:

  1. Nie podchodzisz do tego tematu zbyt emocjonalnie, wiele osób poruszają tego typu "obrazy". Jednak jest to strasznie trudny temat, bo dotyczy świadomości i sumienia.
    Takie testy przeprowadzane są nie tylko w zakresie kosmetycznym, ale również medycznym. Te obrazki króliczków nie dotyczą testów kosmetyków, a właśnie składników leków (przynajmniej tak mi przekazano w toku moich studiów). Oczywiście istnieją metody "in vitro", które co raz częściej są stosowane w przemyśle, ale niektóre z nich nie dają takich rezultatów jak testy na żywym organizmie, a do tego są znacznie droższe. Część ostatecznych testów, np. leków psychotropowych, przeprowadza się na grupach ochotników, którzy otrzymują za kilka tygodni testów niewielką rekompensatę pieniężną.
    Generalnie staram się zwracać uwagę na to, co kupuję, ale nie będę szła w zaparte, że nie mam kosmetyków testowanych na zwierzętach, bo mam. Wiem za to, że takie produkty często są tańsze niż te "cruelty-free" i "vegan-friendly" zdaję więc sobie sprawę z tego, że dla wielu ludzi nie ma i nie będzie to miało znaczenia właśnie z tego powodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, sama sprawdziłam, że większość kosmetyków CF czy VF jest nawet dwukrotnie droższe...A co studiowałaś?

      Usuń
  2. Zastanawia mnie dlaczego nie biorę zwyrodnialców z więzień, tylko niewinne zwierzątka. Jest tyle marek, że spokojnie można ominąć te testujące na zwierzętach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wielokrotnie widziałam wszystkie te zdjęcia. Śledzę na fb różne akcje dla zwierząt typu VIVA itp. Cierpienie tych biednych istot dla naszej urody jest przerażające. Jestem w stanie zrozumieć, testowanie leków bo ratują często nasze życie ale jestem przeciwna testom kosmetyków czy czegoś równie małoistotnego na zwierzętach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie Cię popieram! To już niestety poszło o krok za daleko!

      Usuń
  4. Tak, to bardzo trudny temat, bardzo niejednoznaczny i smutny :( Sama staram się wybierać kosmetyki firm, które nie testują na zwierzętach, ale przyznaję, czasem o tym zapominam, albo coś dostaję i tyle. Chcę jeszcze bardziej zwracać na to uwagę, zwłaszcza że żywo angażuję się w pomoc zwierzakom i moją drugą świnkę morską adoptowałam właśnie z akcji odebrania świnek z laboratorium. Zresztą, pies też ze schroniska ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow mieliście taką akcję? Ale fajna sprawa! Pierwszy raz słyszę :)

      Usuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz;)
Chętnie odwiedzę Twój blog:)
Nie toleruję jednak spamu i określenie"obserwujemy?" powoduje u mnie nerwicę;)

Jeżeli mój blog Ci się podoba-zaobserwuj
Jeżeli Twój spodoba się mi-odwdzięczę się tym samym:)

Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger