Czy tylko ja nie rozumiem jego fenomenu? Make up revolution Banana Powder.

Cześć!
Wielokrotnie i na różne sposoby staram sobie wytłumaczyć fakt, że nie zawsze to, co szturmem wchodzi do blogosfery jest serio takie wyjątkowe i super. Tłumaczę to sobie, wydaje mi się, że już się nauczyłam z tym żyć, po czym znowu podążam ślepo za tłumem i w dużej mierze pozostaje mi tylko rozczarowanie. Podobnie było i tym razem, kiedy po milionie pozytywnych opinii na temat pudru postanowiłam go zakupić. Jak się sprawdził i co mi w nim przeszkadza?
Zapraszam na wpis!


Znalezienie pudru, który by się u mnie sprawdził, to podobne wyzwanie jak znalezienie Narnii albo innego cudu. Przysięgam Wam, że moja cera jest tak oporna, że niestety ciężko mi cokolwiek do niej dobrać. O ile już znajdę jakiś super podkład, który mi pasuje pod każdym względem, o tyle ciężko mi potem wybrać puder do niego. Po tylu pochlebnych opiniach o banana powder przy okazji zamawiania paletki cieni wrzuciłam i jego do koszyka. Liczyłam, że ten żółty kolor idealnie wpasuje się w moją cerę. Niestety... oczywiście się musiałam rozczarować. Ale to nie ostatni jego minus.


Opakowanie plastikowe, jak widzicie, nie znajdziecie na nim zbyt wielu informacji o produkcie. Najbardziej, co położyło mnie po prostu na łopatki jak go dostałam, to ten mega śmieszny aplikator. Jak ja mam z tego cokolwiek wydobyć? I na co? Na tą śmiesznie małą zakrętkę? No bez żartów!  Już na początku się zdenerwowałam, ale pomyślałam, że to głupota i na pewno dam sobie radę inaczej. Oczywiście że dałam. Sypałam go na zakrętkę ze starego pudru :D. Można? Można. 


Liczyłam, że puder naprawdę się sprawdzi i w końcu znajdę swój ideał. Pierwsza aplikacja- bomba! Kolor idealny, zapach cudowny! No pierwsze wrażenie to on na mnie zrobił wyjątkowe. Niestety, czar prysł po kilku godzinach. Puder zaczął mi dosłownie żółknąć w miejscach, w których go nałożyłam! Był to tak mega chamski żółty kolor, że nie sposób było to ukryć! Mało tego, powłaził mi we wszystkie zmarszczki i zrobił efekt MEGA tapety! Co najgorsze, byłam w pracy i nie było możliwości zmycia go z twarzy, zamalowania ani nic. Wtopa jak nie wiem!!! Kolejnym razem próbowałam nałożyć go mniej, ale niestety efekt był taki sam. 


Nie wiem jak Was, ale mnie on nie porwał w żadnym stopniu.
Posyłam go dalej, bo u mnie on miejsca nie znajdzie:)

Znacie ten puder? Lubicie?
Co możecie mi polecić?

21 komentarzy:

  1. Tego nie mam, ale mam z W7, mogę go stosować tylko z bardzo jasnymi i trochę za różowymi podkładami. Ogólnie nie jest tragiczny ale do wielkich ulubieńców nie należy. Z tym, że moja cera jest mieszana, czyli inaczej niż u ciebie

    OdpowiedzUsuń
  2. Aplikator przypomina mi ten, który mam przy talku do stóp :) Ale jeśli chodzi o ten produkt to u Ciebie widzę go po raz pierwszy :) Wygląda chyba na to, że jestem gdzieś daleko jeśli chodzi o blogowe nowinki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli sypańce to polecam minerały, puder Laury Mercier, lubię też ten Deborah Milano :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też chciałam go kiedyś kupić, ale stwierdziłam, ze nie jest mi potrzebny.

    Co do hitów to niestety wielokrotnie takie hity okazały się dla mnie bublami, dlatego z większym spokojnem podchodzę do takich masowych zachwytów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Znam go, aczkolwiek nie używałam. Wydaje mi się, że ten hype na ten produkt jest taki sztuczny, wykreowany na potrzeby producenta. Miałam kiedyś żółty puder z Clinique i dla mnie też na nie, niestety. Zatem są nas co najmniej dwie :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. O proszę, kolejny puder bananowy :O Nawet nie wiedziałam, że ta firma też go ma, ale raczej się nie skuszę...

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mam często taki problem, że coś wszyscy chwalą, a u mnie lipa.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie miałam tego pudru u siebie, ale jakoś te bananowe cuda mnie nie kuszą. Widać to i dobrze 🙂

    OdpowiedzUsuń
  9. Wyrazy współczucia, też by mnie coś trafiło na widok żółtej maski ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie miałam go, ale u mnie często tak jest, że coś co jest hitem blogosfery itp. okazuje się marne :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Kochana bardzo dobrze Cie rozumiem, znalezienie dla mnie dobrego pudru to trudniejsze zadanie niz idealnego podkladu hihihi, a te z MUR jakos do mnie nie przemawiaja ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Opakowanie niepraktyczne a opisem efektow się przerazilam...

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja mam cerę o brzoskwiniowym odcieniu i na mnie wszystkie żółte pudry wyglądają po prostu źle.
    A marki MUR nie lubię z zasady, więc ten w ogóle nie jest w kręgu moich zainteresowań

    OdpowiedzUsuń
  14. Muszę to powiedzieć... ma paskudne opakowanie :D gdybym kupowała oczami, na pewno bym w jego stronę nie spojrzała :D nie znoszę chamsko żółtych pudrów, więc w sumie nic bym nie straciła:D

    OdpowiedzUsuń
  15. Szczerze to pierwszy raz widzę. Ja używam ryżowego z Ecocery.

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie miałam i już pewnie nie spróbuję, nie wiem co gorsze, żółknięcie, czy uwydatnianie zmarszczek.

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny wpis, a dodatkowo dzięki niemu rozwiałaś moje wątpliwości :) ja niestety cały czas próbuję czegoś nowego bo jeszcze nie znalazłam pudru, który "powalił mnie na kolana" :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bananowy puder to mam z Wibo - idealny może nie jest, ale takich numerów mi nie robił. Moim ulubieńcem jest transparentny sypki Provoke :]

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie tylko Ty nie rozumiesz fenomenu - mi nie ten puder nie podszedł wcale - sprzedałam od razu :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Dobrze że uprzedziłaś przed tym pudrem, miałam go kupić

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz;)
Chętnie odwiedzę Twój blog:)
Nie toleruję jednak spamu i określenie"obserwujemy?" powoduje u mnie nerwicę;)

Jeżeli mój blog Ci się podoba-zaobserwuj
Jeżeli Twój spodoba się mi-odwdzięczę się tym samym:)

Copyright © 2016 zakochana w kolorkach , Blogger